czwartek, 30 lipca 2015

Bo miłość jest wtedy, gdy kogoś się lubi ... za bardzo. BaekYeol, 06

Witam...

Rozdział jest szybciej niż się tego spodziewałam. Powiedziałabym, że będę dodawać je regularnie, ale nie wiem czy tak będzie, niestety. Humor mi nie dopisuje, nic mi nie dopisuje. Eh.

Dziękuję Yuko za komentarz, naprawdę. Tak, wiem, że w tym opowiadaniu wszystko dzieje się szybko. I będzie tak do końca :) Może i trochę to przeszkadza, nie przeczę. Jednak potrzebuję dodać tutaj opowiadanie bez smutnego zakończenia, słodkie, przy którym mogę "rzygać tęczą".

Napisałam ostatnio one-shot. Sama. Co jest dla mnie nie lada wyczynem, bo odzwyczaiłam się od pisania samej i zwyczajnie mi to nie wychodzi. Jednak powstało. Dotyczy Tokio Hotel, a konkretne bliźniaków - Tom'a i Bill'a. Wiem, że nijak jest to związane z K-pop'em czy J-rock'iem, ale mogę wstawić jeśli ktoś chce c: Zrobię ankietę. Tam jest, z boku ------>





Zielony - Baekhyun
Czerwony - Chanyeol



- Nie możesz zostać ze mną? – spytałem cicho, wtulając się w niego mocniej. Nie chciałem być teraz sam. Potrzebowałem go.

Tak naprawdę to nie wiedziałem, czy chcę tu zostać. Czułbym się okropnie, bo nie wiedziałem, na czym stoję.
- Ja... Muszę się położyć. Ty też powinieneś odpocząć. Nie chcę Ci przeszkadzać.

- Ale... Dobrze – szepnąłem i odsunąłem się od niego. Wiedziałem, że gdy wyjdzie to się rozpłaczę. Potrzebowałem teraz kogoś, a miałem tylko jego.

Spojrzałem na niego. Był bliski płaczu. Westchnąłem, po czym zdjąłem buty i przyciągając go do siebie, położyłem się.

Pociągnąłem nosem, wtulając twarz w jego tors. Wiedziałem, że jest tu tylko dlatego, żebym się nie rozpłakał. Nie musiał ze mną zostać... Mógł iść, jeśli to był dla niego taki problem.

Pocałowałem go w głowę, zamykając oczy. Byłem cholernie zmęczony tym wszystkim. Nawet nie spostrzegłem, kiedy zasnąłem.

Gdy usnął, łzy popłynęły po moich policzkach. Wtuliłem się w niego mocniej. Nie radziłem sobie z tym wszystkim... Za dużo tego.

Całą noc miałem koszmary. To mnie odrzucił, to się zabił. Takie rzeczy mi się śniły. To była najgorsza noc w moim życiu.

W ogóle nie spałem. Całą noc przepłakałem. Nie wiedziałem co mam myśleć o tym wszystkim. Kochałem go? Kim on dla mnie był?

Obudziłem się koło piątej rano. Czułem, jak serce szybko mi bije. Chciało mi się płakać.

Gdy poczułem, że się obudził szybko wytarłem oczy i wtuliłem się w niego mocniej. Zamknąłem oczy. Nie mógł zobaczyć, że płakałem... Nie mógł...

Spojrzałem na chłopaka. Widziałem, że płakał, ale nie chciałem nic mówić. Przytuliłem go mocniej, ponownie zamykając oczy.

Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Chyba potrzebuję rozmowy z psychologiem... Znowu miałem wrażenie, że ktoś się na mnie gapi. A było już dobrze.

Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć. Była jakaś tam nadzieja, że może mnie kocha, jednak nadal miałem wrażenie, że to koniec.

Nie wiedziałem jak mam się teraz przy nim zachowywać. Mam go traktować jak przyjaciela? Miałem nadzieję, że nie będzie na mnie zły. Ja po prostu potrzebowałem parę dni żeby to wszystko przemyśleć.

Nie byłem w stanie nawet nic powiedzieć. Strasznie kręciło mi się w głowie. Jestem idiotą, mogłem się nie ciąć.

- Dlaczego to zrobiłeś? – spytałem w końcu. Mówiłem bardzo cicho, żeby mój głos przypadkiem nie zdradził, że płakałem.

Spojrzałem na moją rękę.
- To nic takiego. Kilka zadrapań - stwierdziłem, przytulając go mocniej.

Odsunąłem się od niego i usiadłem obok. Spojrzałem mu w oczy.
- To przeze mnie, prawda? Dlatego, że wtedy spytałeś czy jestem gejem, a ja odpowiedziałem, że nie – stwierdziłem. Połączyłem sobie wszystkie fakty...

Westchnąłem, zamykając oczy. Skoro nie był gejem, to w porządku. Przecież nie będę go zmuszał do związku, prawda?

- Spójrz na mnie! – warknąłem. Nie lubiłem gdy tak się zachowywał. Chciałem z nim normalnie porozmawiać. – To dlatego, prawda?

Aż zadrżałem, kiedy na mnie krzyknął. Nie spodziewałem się, że on na mnie krzyknie. Przecież on nigdy... Przerażony otworzyłem oczy, ale nic nie powiedziałem.

- Więc to przeze mnie – stwierdziłem już spokojnie. – Spytałeś tylko o to czy jestem gejem. Nie, gejem nie jestem. Ale nie jestem również hetero. Istnieje coś pomiędzy, prawda? – mruknąłem. Czułem, że pieką mnie policzki.

Spojrzałem na niego. Był bi? Więc czemu nie powiedział od razu? Ponownie zamknąłem oczy. Nie wiedziałem, co powiedzieć.

- Zamiast spytać i dać mi wyjaśnić, sam postawiasz swoje wnioski – szepnąłem. Podciągnąłem kolana pod brodę i przytuliłem się do nich. Bolało mnie to.

- Bo Ty myślisz, że wszystko jest takie proste, jak się wydaje. Gdybyś z moich ust usłyszał, że nie jestem gejem, co byś sobie pomyślał? - mruknąłem cicho.

- Nie wiem. Ale pewnie nie stawiałbym takich wniosków. Mogę się przytulić? – spytałem. Miałem nadzieję, że nie przeszkadzało mu to, że ciągle chciałem się przytulać...

- Chodź - powiedziałem, wystawiając ręce. Nie miałem siły się podnosić. Cholernie źle się czułem.

 - Dobrze się czujesz? – spytałem zmartwiony, układając głowę na jego torsie. Wtuliłem się w niego. Podniosłem rękę i odgarnąłem mu włosy z twarzy.

Pokręciłem przecząco głową. Nie czułem się dobrze. Idioto, po co się ciąłeś?! Westchnąłem.

- Mogę jakoś pomóc? – spytałem cicho. Miałem wyrzuty sumienia. W końcu to przeze mnie się pociął.

- Bądź przy mnie - mruknąłem. Jedyne, czego teraz najbardziej pragnąłem, to jego bliskość. Mimo tego, że nie wiedziałem, na czym stoję, chciałem, by przy mnie był.

Uśmiechnąłem się delikatnie, wtulając w niego mocniej. Westchnąłem. Nawet jeśli bylibyśmy razem to ukrywalibyśmy się z tym publicznie? Bałem się, że będę mieć jeszcze bardziej przejebane niż teraz.

Leżałem tak długo, aż zasnąłem. Musiałem odpocząć od tego wszystkiego. Miałem nadzieję, że nam się uda. Jeśli mnie odrzuci, usunę się. Wtedy już nie będzie tak samo.

Patrzyłem się na jego twarz. Jak to możliwe, że ktoś taki jak on zakochał się we mnie? Przecież to było niemożliwe...

Znowu śnił mi się Baekie. W tym śnie byliśmy razem. Siedzieliśmy w lodziarni. Byliśmy tacy szczęśliwi.

Podniosłem rękę i delikatnie przejechałem palcami po jego policzku. Bałem się, że nie odwzajemnię jego uczucia. Chciałem go pokochać, ale bałem się.

Czułem, że mnie dotyka. Uwielbiałem jego dotyk. Chciałbym go mieć przy sobie codziennie. Jednak wiedziałem, że to niemożliwe. On mnie nie kochał...

Bałem się również tego, że nie da mi paru dni na odpowiedź. Że odejdzie... Nie chciałem go stracić.

Bałem się, że jednak mnie odrzuci. Załamałbym się. Baekhyun był pierwszą osobą od kilku lat, którą tak naprawdę pokochałem.

Spojrzałem na jego usta. Miałem ochotę go pocałować, ale ... to chyba było jeszcze za wcześnie. Najpierw musiałem to sobie wszystko poukładać.

Nadal mi się śnił. Jednak teraz nie był już fajnym snem. Teraz śniło mi się, że mnie odrzucił. Że zerwał i zostawił. To było straszne.

Postanowiłem dać nam szanse. W końcu jeśli nie wyjdzie to ... można się rozstać, prawda? Bardzo chciałem żeby był przy mnie już zawsze.

Spałem jeszcze chwilę, po czym obudziłem się, gwałtownie otwierając oczy. Spojrzałem na chłopaka. Leżał obok i wtulał się we mnie. Zacząłem się bać jeszcze bardziej.

- Co się stało? – spytałem. Ponownie podniosłem rękę i pogłaskałem go po policzku. Nie przeszkadzało mu to?

- Zły sen... Nic takiego - mruknąłem, wtulając policzek w jego dłoń. Jego dotyk był taki przyjemny. Mógłby wiecznie mnie dotykać.

Uśmiechnąłem się. Miałem nadzieję, że nam wyjdzie, bardzo tego chciałem.
- Yeol... Od kiedy czujesz do mnie coś więcej niż przyjaźń?

- Ja... Od jakiś dwóch miesięcy - szepnąłem. Prawda była taka, że już wcześniej bardzo mi się podobał, jednak jakoś nie miałem odwagi zagadać.

- Tak długo? – zdziwiłem się. – A Twoi koledzy wiedzą, że jesteś gejem? – spytałem. Może wiedzieli i dlatego mnie tak gnębili?

- Nie... nie miałbym życia. Oni są heterykami i pieprzonymi homofobami. Nie zrozumieliby - mruknąłem, wzdychając. Niby kumple od piaskownicy, ale nie tolerowaliby tego. To bolało.

- Czyli będziemy się z tym kryć? – spytałem dla pewności. Nie chciałem zachowywać się jak inne pary.. Obrzydzało mnie to całowanie się na korytarzu i w ogóle.

- Ja bym nie chciał, bo szczerze powiedziawszy, to mam wyjebane na zdanie innych, ale... jeżeli Ty chcesz, to w porządku - szepnąłem, patrząc na niego spod wpółprzymkniętych powiek.

- Nie chcę żebyś przeze mnie przestał się z nimi przyjaźnić – powiedziałem cicho. Ja zawsze byłem sam, byłem do tego przyzwyczajony. Nie chciałem żeby on przeze mnie cierpiał.

- Tyle, że Ty jesteś dla mnie ważniejszy niż oni. Jeżeli tego nie zaakceptują, to znaczy że nie są moimi przyjaciółmi - powiedziałem pewnie. Dla niego byłem w stanie zrobić wszystko.

- Rozumiem – uśmiechnąłem się. – Ale nie chcę zachowywać się jak te wszystkie parki w szkole. Wiesz o czym mówię, prawda? – skrzywiłem się. Irytowały mnie takie osoby. To było obrzydliwe.

- Rozumiem - powiedziałem. Skoro nie chciał, to w porządku. W duchu jednak miałem nadzieję, że będę mógł go w szkole pocałować czy przytulić.

- Znaczy nie chodzi mi o to, że nie możesz mnie przytulić i w ogóle. Ale nie chcę stać na środku korytarza i się lizać, jakbyśmy się, kurwa, dwa lata nie widzieli – wywróciłem oczami.

Zaśmiałem się cicho. Przytuliłem go mocniej do siebie. Nadal nie wiedziałem, czy chciał ze mną być, czy nie.
- Czy to znaczy, że...?

- Że? – uśmiechnąłem się. Czułem, że ponownie się rumienię, więc wtuliłem twarz w jego tors pod brodą.

- Że chcesz być ze mną? - spytałem cicho. Miałem nadzieję, że mnie teraz nie wyśmieje.

- Mh, chcę – szepnąłem i przytuliłem się do niego mocniej. Musiało być dobrze. Ułoży się nam. Po prostu potrzebuję trochę czasu żeby to wszystko ogarnąć.

Uśmiechnąłem się, przytulając mocniej. Nie mogłem opisać uczucia, które mi teraz towarzyszyło. Myślałem, że zacznę skakać z radości. Byłem cholernie szczęśliwy.

- Ale Ci serce bije – zaśmiałem się. Jak on to zrobił, że w parę dni na mojej twarzy jest uśmiech? To ja się potrafię jeszcze śmiać?

- Bije dla Ciebie - powiedziałem. Prawda była taka, że żyłem tylko dla niego. Nie dla siebie, nie dla kumpli, nie dla rodziców... dla niego. Gdyby go nie było, zacząłbym się poważnie zastanawiać nad odebraniem sobie życia.

- Jest tylko moje – szepnąłem z uśmiechem. – Pójdziemy na obiad? Chyba jestem głodny – mruknąłem. Tak szybko ten czas zleciał... Już była druga.

- Oczywiście, że Twoje - zaśmiałem się. Spojrzałem na niego, całując go w czubek głowy. - Tylko pójdę po bluzę. Zimno mi.

- Dobrze, to ja się przebiorę – uśmiechnąłem się. Moja bluzka była w jego krwi. Pewnie ubrudziła się wtedy, gdy mnie przenosił na łóżko.

Puściłem go, podnosząc się do siadu. Przetarłem oczy, po czym powoli wstałem na równe nogi.
- Zaraz wrócę, Baekie - powiedziałem z uśmiechem i wyszedłem z pokoju. Polazłem do siebie. Przebrałem się i założyłem grubą bluzę.

Ubrałem na siebie moje czarne dresy również z gumką na dole oraz ciemnozieloną bluzkę. Na to czarną bluzę. Ubrałem jeszcze trampki i biorąc telefon, wyszedłem z pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz.

Zamknąłem pokój, idąc do chłopaka. Uśmiechnąłem się na jego widok. Podszedłem do niego, przytulając go od tyłu.

Nie musiałem patrzeć kto to, poznałem go po zapachu. Uśmiechnąłem się i wtuliłem w niego. Byłem szczęśliwy, że w końcu miałem kogoś, na kim mi zależało.

Położyłem podbródek na jego głowie, uśmiechając się szeroko. Uwielbiałem go przytulać. Cieszyłem się, że nikt inny nie miał tu pokoju. Przynajmniej nikt nas nie widział. Na razie najlepiej to ukryć.

- Idziemy? – spytałem. Czułem, jak ssie mnie w żołądku. No tak, dawno nic nie jadłem. Chyba pierwszy raz byłem tak głodny.

- Idziemy - puściłem go, po czym obaj skierowaliśmy się do stołówki. Gdy weszliśmy, wszyscy się na nas spojrzeli. W ich oczach było widać, że nie są zadowoleni z tego, że się pogodziliśmy.

Podszedłem do „mojego” stolika i usiadłem na krześle. Jednak nie dane mi było długo posiedzieć, bo zadzwonił mi telefon. Wyszedłem z pomieszczenia i odebrałem.

Siedziałem przy stoliku, czekając na mojego... chłopaka? Czy już mogłem go tak nazywać? Eh, na razie nie będę się nad tym zastanawiał. Na samą myśl o nim, uśmiech pojawiał mi się na twarzy.

„Będziemy mieć dziecko.” – to zdanie ... rozwaliło moje szczęście, mój świat. Zawsze było tak, że jeśli moja matka zastępcza zachodziła w ciążę to mnie oddawali. Czy tym razem tak będzie? Nie chciałem się przenosić stąd.

Po parunastu minutach zacząłem się martwić. Wstałem i poszedłem na korytarz. Baekie stał tam osłupiały. Płakał? Podszedłem do niego.
- Skarbie, co jest?

Spojrzałem na niego, po czym wtuliłem się w jego tors. Pociągnąłem nosem i wytarłem oczy.
- Moja matka zastępcza jest w ciąży... Nie chcę się przenosić. Zawsze było tak, że mnie oddawali – szepnąłem smutno.

Przytuliłem go mocno. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciałem zaproponować, żeby wtedy zamieszkał ze mną, ale nie wiedziałem, czy się zgodzi. Pocałowałem go w głowę.

- Mam nadzieję, że mnie nie oddadzą.. W końcu jestem z nimi już pięć lat. Chyba coś dla nich znaczę, prawda? – spytałem cicho.

- Na pewno Cię nie oddadzą, mały, na pewno - powiedziałem pewnie. Nie mogli go oddać. Przecież nie można przekreślić pięciu lat, prawda?

- Mam nadzieję – mruknąłem. Bałem się tego. W końcu zawsze traktowali mnie jak swoje własne dziecko, może będzie dobrze. Po chwili weszliśmy na stołówkę i każdy zajął swoje krzesło.

Usiedliśmy przy stoliku, a kelnerka podała nam obiad. Spojrzałem na chłopaka. Jadł. Cieszyłem się, że już nie robił sobie głodówek. Taką bynajmniej miałem nadzieję. Uśmiechnąłem się, jedząc swoją porcję.

Jadłem powoli ryż.. Powoli, ale jadłem. Było jeszcze mięso i jakiś sos. Nie rozumiałem jak można to mieszać. Ja jadłem najpierw ryż, a później mięso. Nigdy nie mieszałem tego.

Zjadł całą porcję. Naprawdę musiał być głodny. Ja zjadłem zaledwie pół. Nadal trochę źle się czułem, nie miałem apetytu.

Aż cud, że nie miałem odruchów wymiotnych. Czułem na sobie wzrok wszystkich, a szczególnie kumpli Yeol’ a. Miałem nadzieję, że nie będę mieć przejebane.

Wiedziałem, że wszyscy na nas patrzą, ale miałem na to wyjebane. Wiedziałem, że moi kumple są wściekli. Niech tylko go dotkną, to pożegnają się z życiem. Nie pozwolę zrobić mu krzywdy. Za dużo już wycierpiał. Chcę dać mu poczucie bezpieczeństwa. Chcę, by wiedział, że ma osobę, która kocha go ponad życie.

Ponownie włożyłem dłonie pod kolana i zacząłem machać nogami. Miałem ochotę na coś słodkiego... Ale jak na złość nic nie było.

- Idziemy stąd? Jakoś nie mam ochoty tu siedzieć - oznajmiłem, patrząc na jego twarz. Był taki uroczy.

- Nie, chcę coś słodkiego – burknąłem. Zjadłabym coś czekoladowego... Hm.. Szkoda, że nie mogłem sobie pójść sam do sklepu.

Zaśmiałem się.
- Mam czekoladę w pokoju - powiedziałem. Bez czekolady nigdzie się nie ruszałem. Uwielbiałem ją.

- Jaką? – spytałem, patrząc na niego. Ignorowałem te spojrzenia wszystkich w około, ale zaczynały mnie irytować...

- Mleczną i chyba jakąś z nadzieniem - mruknąłem, patrząc na niego. Sam zjadłbym coś słodkiego.

- To idziemy! – zaśmiałem się i wstałem. Spojrzałem na niego. Miałem nadzieję, że się mnie nie wstydzi.

Zaśmiałem się, również wstając. Obaj wyszliśmy ze stołówki, kierując się do mojego pokoju.

Chciałem go objąć i przytulić się do niego, albo choćby złapać za rękę, ale bałem się. Więc nic nie zrobiłem.

Spojrzałem na niego. Złapałem go za rękę, splatając razem nasze palce. Byłem taki szczęśliwy.

Uśmiechnąłem się i odwzajemniłem uścisk. Nagle po drugiej stronie korytarza zobaczyłem jakąś dziewczynę. Spojrzałem niepewnie na chłopaka. Puści moją dłoń?

Ścisnąłem mocniej jego dłoń. Uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem koleżankę z klasy. Ona jako jedyna była normalna.

Cieszyłem się, że nie puścił. Wtuliłem się w jego ramię i uśmiechnąłem się nieśmiało. Ta dziewczyna podeszła do nas, po czym pocałowała Yeol’ a w policzek. Byli przyjaciółmi?

- Tylko bez takich, Sulli - powiedziałem, uśmiechając się do nich. Puściłem jego rękę, po czym objąłem go w pasie, przytulając do siebie.

Wtuliłem się w niego, patrząc niepewnie na dziewczynę. Zawsze byłem nieśmiały przy nieznajomych. A jej w ogóle nie kojarzyłem, nawet ze szkoły.

- Dobrze, dobrze - zaśmiała się. - Widzę, że udało Ci się. Gratuluję - powiedziała, a ja uśmiechnąłem się. Tylko ona wiedziała.

Nic nie powiedziałem, tylko wtuliłem twarz w jego tors. Co niby miałem mówić? Wolałem się nie odzywać.

- Uroczy jest - stwierdziła. Nie musiała tego mówić, doskonale o tym wiedziałem.
- My będziemy lecieć. Do zobaczenia, Sulli - mruknąłem, po czym poszedłem z chłopakiem do swojego pokoju.

Denerwowało mnie to, że mówiła we mnie w trzeciej osobie. Przecież ja tam byłem, do cholery! Jednak nie skomentowałem tego.

Gdy tylko zniknęliśmy w moim pokoju, objąłem chłopaka obiema rękami, po czym delikatnie i niepewnie musnąłem jego usta swoimi. Nie mogłem się powstrzymać. Miałem nadzieję, że mnie nie odepchnie.

Otworzyłem oczy w szoku. Nie spodziewałem się, że mnie pocałuje. Jednak po chwili odwzajemniłem pocałunek i zarzuciłem mu ręce na kark.


Uśmiechnąłem się delikatnie. Cieszyłem się, że mnie nie odtrącił. Przyciągnąłem go bliżej siebie, całując go czule i delikatnie.

1 komentarz:

  1. Kawaii :3
    Okay, w pewnym momencie zgubiłam się, kto co mówi...ale ogólnie jest takie urocze ostatecznie :3333
    Rozumiem, pluszowe serie są jak najbardziej pożądane, nie można ciągle smucic się nad yaoi, bo to odbiera całą frajdę, zwłaszcza, że ja nieznosze bad endów.
    //Yūko-san

    OdpowiedzUsuń