piątek, 7 sierpnia 2015

Bo miłość jest wtedy, gdy kogoś się lubi ... za bardzo. BaekYeol, 07

Witam

W sumie rozdział miał być wczoraj, ale tak okropnie zabiegany dzień miałam, że nie zdążyłam. Musiałam się przepakować, dopakować, posprawdzać czy wszystko wzięłam. Masakra. Nie lubię pakowania. Nie lubię tego uczucia, że niby czegoś zapomniałam choć tak nie jest. Zawsze biorę wszystko, co potrzebuję, eh.

Rozdział jest, kolejny BaekYeol. Za tydzień dodam albo ... Beakyeol 8, albo Bang x Zelo, mam skończony kolejny rozdział, yey. Także jeszcze nie wiem, zobaczymy za tydzień.

Pewnie jak to czytacie to jestem w drodze, ewentualnie jestem już na miejscu. Został tylko miesiąc wakacji, korzystajcie.

Btw. Od jakiegoś czasu żyję czasem nie europejskim. Naprawdę. W dzień najchętniej bym spała, a w nocy mam taką energię, że masakra. Co te nowe zespoły ze mną robią, naprawdę.

Kocham to ----> ***** Bardzo pomaga przy braku weny, chęci, życia. Naprawdę.

Yuko. Ja uwielbiam bad-endy gdy nie mam humoru, heh. Jednak akurat w tym okresie za dużo się dzieje żeby jeszcze czytać opowiadanie, gdzie na końcu bohaterowie się zabijają/giną/rozstają etc. Dlatego w sumie dodaję takie słodkie opowiadanie, gdzie wszystko dzieje się trochę szybko i pewnie naciąganie. Trudno. Ja czasami uwielbiam takie opowiadania. I dziękuję Ci za komentarze, bo to naprawdę cholernie mnie motywuje do tego, żeby co tydzień dodawać notki, nawet nie wiesz jak bardzo! Także naprawdę bardzo Ci dziękuję i mam nadzieję, że całe opowiadanie będzie Ci się podobało.

Miłego dnia.

49




Zielony - Baekhyun
Czerwony - Chanyeol



Otworzyłem oczy w szoku. Nie spodziewałem się, że mnie pocałuje. Jednak po chwili odwzajemniłem pocałunek i zarzuciłem mu ręce na kark.

Uśmiechnąłem się delikatnie. Cieszyłem się, że mnie nie odtrącił. Przyciągnąłem go bliżej siebie, całując go czule i delikatnie.

Wplotłem palce w jego włosy, przeczesując je. Nie byłem gotowy na nic więcej, nawet na pogłębienie pocałunku. Miałem nadzieję, że zrozumie.

Zamruczałem cicho, gdy poczułem jego dłoń we włosach. Po chwili jednak odsunąłem się od niego, patrząc mu w oczy. Wiedziałem, że nie jest gotowy i szanowałem to.

Uśmiechnąłem się delikatnie. Czułem, że pieką mnie policzki. To było dla mnie krępujące. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji, a na dodatek z chłopakiem.

Przytuliłem go do siebie. Był taki słodki, gdy się rumienił.
- Uroczy - szepnąłem mu do ucha.

- Nie jestem uroczy – burknąłem. Objąłem go mocniej za szyję i stanąłem na palcach. Położyłem podbródek na jego ramieniu.

- Jesteś. Śliczny i uroczy - powiedziałem, uśmiechając się. Złapałem go niżej, podnosząc i przytulając mocniej do siebie.

Zaśmiałem się, bo wisiałem nad ziemią.
- Dziękuję – szepnąłem, rumieniąc się obficie. Dlaczego on mnie musiał tak zawstydzać?

- Kocham Cię - powiedziałem cicho, nadal trzymając go w górze. Nie mogłem się nim nacieszyć.

Uśmiechnąłem się szeroko i pocałowałem go w policzek. Nie odpowiedziałem mu tym samym, ale miałem nadzieję, że rozumie...

Poszedłem w głąb pokoju, sadzając go na łóżku. Pocałowałem go w czoło, po czym podszedłem do szafki, otwierając szufladę. Wyjąłem z niej czekolady.
- Którą chcesz? - spytałem.

- Tą – powiedziałem, wskazując mleczną. Co prawda moją ulubioną była gorzka, ale taką też lubiłem. Uśmiechnąłem się i ściągnąłem trampki. Usiadłem na łóżku „po turecku”.

Podałem mu tabliczkę, drugą chowając z powrotem do szuflady. Usiadłem za nim, obejmując go w pasie i przyciągając do siebie.

Wtuliłem się w jego tors i uśmiechnąłem się. Otworzyłem tabliczkę. Odłamałem kawałek i włożyłem sobie do ust. Odłamałem drugi, podsuwając go pod usta chłopaka.

Uśmiechnąłem się, biorąc kostkę do ust. Uwielbiałem mleczną czekoladę. Nie była zbyt słodka, więc była idealna.

Przymknąłem oczy i spojrzałem na niego przez ramię. Uśmiechnąłem się delikatnie, kładąc głowę na jego ramieniu.

Pocałowałem go w policzek, obejmując go mocno. Cieszyłem się, że dał mi szansę.

Przymknąłem oczy, rozkoszując się jego dotykiem i zapachem. Mógłbym tak siedzieć wieczność.

Uśmiechnąłem się. Ułamałem kolejną kostkę, podsuwając mu ją pod usta. Cały czas patrzyłem na jego twarz. Był taki śliczny.

Wziąłem ją do ust, przez wypadek oblizując jego palce. Zarumieniłem się i spuściłem głowę, zasłaniając twarz włosami. To było krępujące.

Zaśmiałem się cicho na widok jego zarumienionych policzków.
- Jesteś taki słodki - szepnąłem mu do ucha.

- Nie jestem! – burknąłem, rumieniąc się jeszcze bardziej. Usiadłem bokiem i wtuliłem twarz w jego szyję.

- Jesteś, skarbie, jesteś - powiedziałem, czochrając jego włosy. Lubiłem go zawstydzać. Był wtedy strasznie uroczy.

- Nie – mruknąłem cicho. Nie lubiłem gdy mnie zawstydzał. Krępowało mnie to. Czy tak to będzie wyglądać..? Uśmiechnąłem się.

Zaśmiałem się, całując go w głowę. Mam nadzieję, że mu to nie przeszkadza. Przytuliłem go mocniej, zamykając oczy i rozkoszując się jego bliskością.

- Powiedz to jeszcze raz – poprosiłem cicho, uśmiechając się. Chciałem to usłyszeć... To było takie miłe.

- Ale co? - spytałem na wpółprzytomny. Traciłem głowę, gdy był tak blisko mnie. Nie myślałem wtedy.

- Że mnie kochasz – szepnąłem. Mimo, że nie odpowiadałem tym samym to chciałem to usłyszeć jeszcze raz.

- Kocham Cię, skarbie - powiedziałem z uśmiechem. Nie oczekiwałem, że powie to samo. Rozumiałem, że jeszcze nie był pewny.

- Jeszcze raz – zaśmiałem się. Uwielbiałem tego słuchać... Mógłby mi to mówić codziennie. Miałem nadzieję, że w końcu odpowiem mu tym samym.

- Kocham Cię - powiedziałem znowu. Mogę mu to mówić dwa cztery na dobę, ważne, żeby był szczęśliwy.

- Możesz mi to mówić codziennie – uśmiechnąłem się, ponownie w niego wtulając. Znowu usiadłem tyłem i wtuliłem się w jego tors.

- Taki mam zamiar, skarbie - mruknąłem, tuląc go do siebie mocno. Będę mu to mówił codziennie. Chcę, by wiedział, że bardzo go kocham.

- N-nie jesteś zły, że nie odpowiadam tym samym? – spytałem niepewnie. Chciałem mu to powiedzieć gdy będę miał sto procent pewności.

- Nie, nie jestem. Rozumiem, że jeszcze nie jesteś do końca pewny - powiedziałem pewnie. Kocham go, więc poczekam tyle, ile będzie trzeba.

- Dziękuję – uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że rozumiał. Ja zawsze potrzebowałem trochę czasu żeby przyswoić nowe rzeczy.

- Nie ma za co, kochanie - szepnąłem mu do ucha, całując go w skroń. Miałem nadzieję, ze wszystko będzie dobrze.

- Jutro znowu chodzenie po górach – skrzywiłem się. Nie chciałem iść, ale zawsze lubiłem chodzić. W górach byłem tylko raz gdy miałem siedem lat.

- Wiem... Nie chcę mi się. Lubię chodzi po górach, ale nie taką dużą grupą i nie po takich maleńkich górkach - mruknąłem niezadowolony. Kiedy jeździłem w góry, zawsze zdobywałem wielkie szczyty.

- Ale i tak pójdziesz – zaśmiałem się. Sam w życiu nie pójdę bez niego... Zjedliby mnie tam żywcem.

- Z Tobą wszędzie - uśmiechnąłem się. Za Chiny ludowe nie puścił bym go samego. Cały i zdrowy by nie wrócił.

- Boję się wrócić do szkoły – powiedziałem po chwili. Bałem się, że jeśli wrócimy i oni się o nas dowiedzą to będzie jeszcze gorzej niż teraz.

- Nie bój się, kochanie. Już więcej Cię nie skrzywdzą, obiecuję - powiedziałem, siadając inaczej. Posadziłem go na swoich kolanach, przytulając mocniej.

Uśmiechnąłem się delikatnie, wtulając w niego. Ponownie sięgnąłem po czekoladę i zjadłem kostkę. Położyłem skroń na jego ramieniu.

- Będzie dobrze - dodałem, głaskając go po plecach. Chciałem go jakoś uspokoić.

- Mam nadzieję.. Ale jeszcze parę miesięcy i w końcu się od nich uwolnię. Mam już powoli dość – szepnąłem. Kto by nie miał dość, po tylu latach?

- Domyślam się, że masz dość. Damy radę - mruknąłem. Miałem nadzieję, że nie będą go już więcej gnębić.

- Razem damy – uśmiechnąłem się. Przeczesałem włosy, zostawiając je w zupełnym nieładzie. Ale nie przejmowałem się tym teraz.

Spojrzałem na jego twarz, którą otaczały jego potargane włosy. Nie mogłem się na niego napatrzeć. Był śliczny.

- Czemu tak patrzysz? – zaśmiałem się cicho, gdy zobaczyłem, że intensywnie przypatruje się mojej twarzy. Ubrudziłem się?

- Bo jesteś śliczny - powiedziałem z uśmiechem. Nachyliłem się, ponownie całując go w te słodkie usta.

Chciałem zaprotestować, ale jego usta skutecznie mi to uniemożliwiły. Westchnąłem i oddałem pocałunek, zarzucając mu ręce na kark.

Całowałem go bardzo delikatnie, nie chciałem go wystraszyć. Minie wiele czasu, zanim się do tego przyzwyczai. Ale dla niego mogę czekać wieczność.

Resztę wieczoru przesiedzieliśmy razem. Później poszliśmy na kolację, a następnie znowu do pokoju Yeol’ a. Ciekawe gdzie jutro pójdziemy w te góry...

Siedzieliśmy na balkonie, patrząc na niebo. Bardzo romantyczna chwila. W pewnym momencie spostrzegłem migającą gwiazdę.
- Pomyśl życzenie - mruknąłem, a po chwili gwiazda zaczęła spadać w dół.

Uśmiechnąłem się, myśląc życzenie. Wtuliłem się w niego mocniej. Ciekawe czy się spełni... Chciałbym żeby tak było.

Pomyślałem życzenie, mocniej go przytulając. Miałem nadzieję, że to życzenie się spełni.

Siedzieliśmy tak dość długo. Byłem zmęczony, w końcu całą poprzednią noc przepłakałem. Nawet nie zauważyłem gdy usnąłem.

Uśmiechnąłem się, gdy zauważyłem, że zasnął. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do łóżka. Nie chciałem się gimnastykować i zanosić go do jego pokoju. Przykryłem go kołdrą, a sam ulotniłem się do łazienki, by wziąć prysznic.

Wtuliłem się w coś, co pachniało nim. Uśmiechnąłem się. Śniło mi się, że byliśmy w szkole, a on mnie olewał. Nie wiedziałem co się dzieje.

Umyłem się, po czym ubrałem czyste bokserki. Wróciłem do pokoju. Podszedłem do łóżka, po czym zdjąłem z chłopaka spodnie, bo pewnie było mu niewygodnie. Położyłem się obok niego, przytulając go do siebie.

Gdy poczułem jego bliskość od razu złe sny zniknęły. Wtuliłem twarz w jego tors, mrucząc coś pod nosem.

Uśmiechnąłem się, całując go w czoło. Zamknąłem oczy, oddając się w objęcia Morfeusza. Byłem zmęczony.

Gdy się obudziłem i spojrzałem na zegarek, wskazywał szóstą. Westchnąłem. Nie chciało mi się wstawać, więc wciąż leżałem wtulony w niego.

Nie chciałem się budzić. Tak dobrze mi się z nim spało. Mógłbym tak leżeć wiecznie.

Podniosłem rękę i pogłaskałem go po policzku. Uśmiechnąłem się. Był taki śliczny... Mógłbym patrzeć na niego całymi dniami.

Uśmiechnąłem się delikatnie, czując jego delikatny dotyk. Przytuliłem się do niego mocniej.

Westchnąłem cicho. Delikatnie wydostałem się z jego objęć i usiadłem na łóżku. Przetarłem oczy, po czym przeczesałem włosy.

Zmarszczyłem czoło, gdy nie czułem jego ciała. Wtuliłem się w poduszkę, na której leżał. Czułem jego zapach.

- Cholera – warknąłem, gdy kolejny raz zrobiło mi się niedobrze. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do łazienki. Zawisnąłem nad ubikacją, wymiotując.

Nagle usłyszałem jakiś dźwięk. Otworzyłem oczy, rozglądając się. Nigdzie nie widziałem Baekhyun' a. Ponownie usłyszałem ten dźwięk. Wymiotował. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do niego.

A mogłem zjeść tylko połowę tego obiadu i kolacji.. Nie musiałem wpierdalać całej tabliczki czekolady.. Dlaczego musiałem tyle zjeść?

Zapukałem, wchodząc do łazienki. Podszedłem do chłopaka, kucając obok niego. Zacząłem gładzić dłonią jego plecy. Biedactwo...

Spłukałem wodę i oparłem czoło o ręce. Wciąż było mi niedobrze, mogłem nie jeść tyle. To teraz mam za swoje.

- Kochanie, potrzebujesz czegoś? - spytałem zmartwiony. Mimo że wiedziałem, dlaczego wymiotował, to i tak strasznie się o niego martwiłem.

- Nie – szepnąłem. – Po prostu dużo wczoraj zjadłem, a mój żołądek uznał, że to za dużo – mruknąłem, powstrzymując mdłości.

- Moje biedactwo - mruknąłem, obejmując go ramieniem. Było mi go szkoda. Tyle się nacierpiał.

- Chyba lepiej jak w ogóle nic nie jem. Wtedy jest spokój – burknąłem, wtulając się w niego. Wciąż siedziałem na ziemi przed ubikacją.

- Przestań. Po prostu musisz jeść w małych ilościach - powiedziałem. Wtedy musiał zjeść zbyt dużo.

- Nie patrz na mnie w takim stanie – szepnąłem po chwili. Czułem, że za chwilę ponownie zwymiotuję.

Spojrzałem na jego twarz. Zrobiło mi się trochę przykro, że tak powiedział. Chciałem być przy nim i to nie tylko w tych dobrych chwilach.

Wtuliłem twarz w jego ramię, oddychając ciężko. Tak naprawdę to nie chciałem żeby poszedł... Ale było mi wstyd, że mnie widział w takim stanie.

Spuściłem głowę. Dlaczego chciał, żebym sobie poszedł? Westchnąłem.
- Lepiej troszkę?

- Tak, dziękuję – szepnąłem. – Przepraszam... Po prostu mi wstyd, że musisz patrzeć na mnie w takim stanie – mruknąłem.

- Będę z Tobą nawet wtedy, kiedy mnie zezwiesz i pobijesz. Nie zostawię Cię - powiedziałem cicho. - Kocham Cię.

- Dziękuję.. Mógłbyś mi przynieść ręcznik zmoczony w zimnej wodzie? – spytałem cicho. Zawsze gdy przykładałem go sobie do karku to po pewnym czasie przechodziło.

- Oczywiście, kochanie - mruknąłem, wstając. Wziąłem mały ręczniczek, po czym zamoczyłem go w lodowatej wodzie. Złożyłem go, kładąc chłopakowi na kark.

Zamknąłem oczy, uparcie walcząc z tym, żeby ponownie nie zwymiotować. Chciałbym już przestać na to chorować.

Ponownie kucnąłem obok niego, obejmując go ramieniem. Miałem nadzieję, że nic mu nie będzie.
- Może chcesz zostać w pensjonacie?

- Nie, nie. Zaraz mi przejdzie – szepnąłem. Miałem nadzieję, że to długo nie potrwa. Chciałem się z nim przejść po górach.

- Jeżeli trzeba, to zostaniemy. Nie ma problemu, kochanie - powiedziałem. Wolałbym, żeby został. Jeszcze coś mu się stanie w tych górach.

- Jak będziesz obok to wszystko będzie dobrze – uśmiechnąłem się. Po chwili czułem, że powoli nudności przechodzą.

- Martwię się o Ciebie - szepnąłem. Bałem się, że coś się stanie. Góry są niebezpieczne. Ja już raz bym spadł.

- Dam radę, kochanie – mruknąłem. Nie chciałem by przeze mnie omijały go te wyjścia. Już i tak sprawiałem mu za dużo problemów.

- No dobrze, ale masz mi mówić, jak coś się będzie działo, jasne? - powiedziałem. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby stała mu się krzywda. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedział. „Kochanie...” - przemknęło mi przez myśl.

- Jasne – wywróciłem oczami. Czułem się już dobrze... Wtuliłem się mocniej w chłopaka. Cieszyłem się, że go miałem.

Wziąłem go na ręce, po czym wstałem i wróciłem z nim do pokoju. Mieliśmy jeszcze sporo czasu, wychodziliśmy dopiero o dziesiątej.

- Muszę zjeść śniadanie, prawda? – upewniłem się. Zarzuciłem mu ręce na kark i wtuliłem się w niego.

- Nie musisz dużo. Chociaż jedną kanapkę, dobrze? - spytałem, przytulając go do siebie. Musiał zjeść, żeby mieć siłę w tych górach.

- Dobrze – mruknąłem. Wtuliłem się w niego, przymykając oczy. Pomimo tego, że było wcześnie to wiedziałem, że nie zasnę.

Posadziłem go sobie na kolanach, przytulając. Cały czas bałem się tego wyjścia w góry. Bałem się, że nie da rady.

- Czym się martwisz? – spytałem cicho. Czułem, że jest zdenerwowany... Chodziło o to, że wymiotowałem?

- Boję się o Ciebie. Góry to nie żarty. Będziemy szli nad przepaścią - mruknąłem, wzdychając. Położyłem podbródek na jego głowie.

- Nie chcę żeby przeze mnie Cię to ominęło – szepnąłem. Chciałem by korzystał z tej wycieczki, a nie mnie niańczył.

- Ale dla mnie wycieczka nie jest ważna. Ważny jesteś Ty - powiedziałem cicho. - Poza tym... Jeżdżę w góry co roku. Jeszcze zdążę się nachodzić.

- Na pewno? Ale co będziemy tutaj robić? – spytałem. ... Dlaczego w mojej głowie pojawiły się dość zboczone myśli?

Już chciałem coś powiedzieć, ale usłyszałem pukanie do drzwi. To pewnie nauczycielka. Dlaczego czułem, że nie pozwoli nam zostać?

Nie zszedłem z jego kolan. I tak się pewnie dowiedzą. Prędzej czy później. W drzwiach stanęła ta dziewczyna z korytarza.

- O... Hej, Sulli - powiedziałem, przytulając mocniej Baekhyun’ a. Ciekawe, co chciała? Pewnie przyszła nas obudzić.

Ja nic nie powiedziałem. Nie widziałem sensu ani potrzeby żeby się odezwać. Ziewnąłem i zakryłem usta ręką.
- Pani się pyta czy idziecie na spacer.

- Idziemy, misiu? - spytałem. Mi to było obojętne, czy idziemy. Liczyło się dla mnie tylko jego zdanie.

- Nie wiem czy dam radę – mruknąłem. Co prawda czułem się na siłach, ale bałem się, że to wróci. Jednak z drugiej strony nie chciałem by Yeol’ a coś ominęło.

- Możemy zostać - dodałem, patrząc na niego. Jeżeli nie chciał, to w pełni go rozumiałem. W końcu źle się czuł.

- Ale ja nie chcę żeby coś Cię ominęło – burknąłem i zagryzłem wargę. Dam radę? Nie dam rady?

- To chcesz iść? - spytałem. Był niezdecydowany, ale nie przeszkadzało mi to. W końcu sam cholernie się o niego martwiłem.

- Nie wiem – wywróciłem oczami i wtuliłem się w niego mocniej. – Może ty pójdziesz, a ja zostanę? – zaproponowałem. Co prawda nie chciałem zostać sam, ale nie chciałem by przeze mnie to tracił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz