piątek, 4 września 2015

Bo miłość jest wtedy, gdy kogoś się lubi ... za bardzo. BaekYeol, 09

Witam.

Chciałam dać długi wstęp, rozpisać się, "wyżalić".. Ale jak już to napisałam to stwierdziłam, że nikogo to nie obchodzi :') Także zapraszam na rozdział.





71




Baekhyun 
Chanyeol

Wziąłem jeszcze komórkę i schowałem ją do kieszeni. Szybko ubrałem trampki, ponownie łapiąc go za rękę. Chwyciłem klucz i wyszliśmy. Zamknąłem drzwi, chowając klucz do kieszeni.

Poszliśmy do stołówki. Gdy weszliśmy do środka, chciał puścić moją rękę, jednak mu na to nie pozwoliłem. Ścisnąłem mocniej jego dłoń, podchodząc do stolika. Niech widzą, że jesteśmy razem. Mam wyjebane w to.

Spojrzałem na niego niepewnie. Usiadłem na krześle obok niego, wciąż trzymając go za rękę. Oparłem skroń o jego ramię. Westchnąłem, czując palący wzrok wszystkich na plecach.

- Nie przejmuj się nimi. Kocham Cię i nie mam zamiaru tego ukrywać - powiedziałem pewnie. Puściłem jego dłoń, obejmując go ramieniem.

Uśmiechnąłem się i wtuliłem w niego mocniej.
- Ciekawe co będzie na śniadanie – mruknąłem nagle. Jakoś zrobiłem się głodny... Ale nie zamierzałem jeść wszystkiego. Nie chciałem spędzić pół nocy w łazience.

Po chwili na stole znalazły malutkie kanapeczki z nutellą. Uśmiechnąłem się. Uwielbiałem czekoladę. Wziąłem jedną, podsuwając ją pod jego usta.

Zaśmiałem się i odgryzłem kawałek. Miałem w planach zjeść jedną, na pewno nie więcej. Później znowu wróciłyby mdłości.

Zjadł jedną, a potem drugą. Ja zjadłem dwie. Nie byłem głodny. Chciałem spać.

Jak zwykle musiałem zjeść więcej... No, czyli mogę się przygotować na pół nocy spędzonej w łazience przy ubikacji. Ale jakoś nie było mi niedobrze.

Pewnie znowu będzie wymiotował. Eh, no cóż... Przytuliłem go mocniej, całując w skroń.

Uśmiechnąłem się delikatnie, wtulając w niego mocniej. Podniosłem lekko głowę i spojrzałem na jego twarz.

Spojrzałem na niego, uśmiechając się. Zastanawiałem się, czy bardzo widać tę malinkę. Jeśli tak, to dobrze. Niech wiedzą, że należę do niego.

- Jak się gapią na nas – zaśmiałem się. Jakoś nie bardzo mi to przeszkadzało... W końcu zawsze się gapili.

- Niech się gapią. Zazdroszczą mi takiego ślicznego chłopaka - stwierdziłem, całując go w czoło.

Zarumieniłem się i wtuliłem twarz w jego szyję. Znowu mnie zawstydził... Dlaczego on zawsze musiał mówić takie rzeczy?

Był taki słodki, gdy się rumienił. Lubiłem go zawstydzać. Wtedy wyglądał tak uroczo.
- Słodki jesteś, mój kochany aniołku - wyszeptałem mu do ucha.

- Dlaczego mnie tak zawstydzasz? – spytałem cicho. Słowa kierowałem wprost do jego ucha.. Czułem, że zadrżał. Uśmiechnąłem się.

- Bo wtedy jesteś jeszcze bardziej słodki. Te rumieńce dodają Ci uroku – szepnąłem. Zadrżałem, czując jego gorący oddech na szyi.

- Nie prawda – wymamrotałem zażenowany. Wtuliłem twarz w jego tors, żeby nikt nie widział tego, jak bardzo mam czerwone policzki.

- Prawda, kochanie - zaśmiałem się. Posadziłem go sobie na kolanach, przytulając. Widziałem wzrok moich kumpli. Kiedy tylko ich wzrok, napotkał mój, od razu odwrócili głowy.

Chciałem od razu zejść, ale przytrzymał mnie za biodra. Przełknąłem ślinę i ponownie wtuliłem twarz w jego szyję. Będę mieć przejebane... Znowu zacząłem obawiać się tych idiotów.

Trochę mnie to zasmuciło. Nie chciał? Westchnąłem. Puściłem go. Skoro nie chciał, to nie będę go zmuszał do siedzenia na moich kolanach. Ja po prostu chciałem się przytulić.

Zagryzłem wargę, ale nie zszedłem. Skoro już mnie posadził to nie będę schodzić. Nie przeszkadzało mi to, ale bałem się, że coś mi zrobią. Ten ich wzrok...

- Nie chcesz, prawda? - spytałem cicho. Skoro nie chciał publicznie okazywać uczuć, to rozumiałem to.

- Boję się – szepnąłem zgodnie z prawdą. Nie, to nie to, że nie chciałem. Po prostu bałem się, że jeśli będziemy sobie okazywać uczucia to ja i on nie będziemy mieć życia.

- Nic Ci nie zrobią - powiedziałem, obejmując go w pasie. Po ostatniej akcji nawet się do niego nie zbliżą. Wiedzą, że ja się nie patyczkuję.

- Ufam Ci – szepnąłem i wtuliłem się w niego mocniej. Miałem nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej. Chciałem żyć w spokoju.

Przytuliłem go mocniej. Miałem nadzieję, że przestanie się bać. Przy mnie nic mu nie groziło, więc nie miał się czego obawiać.

Kątem oka widziałem, że jakiś blondyn wstaje i podchodzi do nas. Kojarzyłem go. On siedział wtedy z Yeol’ em koło autobusu.
- Stary... Ty tak na poważnie? – spytał, siadając naprzeciwko nas.

Spojrzałem na niego. Póki nie wyzywał ani nic, postanowiłem być spokojny.
- Tak, na poważnie. Coś Ci nie pasuje?

- Czy ja powiedziałem, że coś mi nie pasuje? – wywrócił oczami. – Wyluzuj – zaśmiał się. Spojrzałem na chłopaka badawczo.

- Sorry, ale po ostatnich akcjach, już nie mam do was takiego zaufania, jak wcześniej - powiedziałem, patrząc na niego.

- Słodki jest – stwierdził, uśmiechając się.
- Nie jestem słodki! – naburmuszyłem się. Dlaczego oni tak mówili?! Przecież nie byłem słodki...

- Jesteś, skarbie - powiedziałem, uśmiechając się. Czyżby chociaż on zrozumiał, że ja go kocham?

- Sam jesteś słodki. Ja nie jestem – burknąłem. – A ty czego się śmiejesz?! – mruknąłem, słysząc śmiech jego kolegi. Zarumieniłem się.

- Jesteś, kochanie i nie kłóć się, bo i tak nie wygrasz - stwierdziłem, całując go w policzek. Jak się denerwował, był jeszcze słodszy.

- „Jesteś, kochanie i nie kłóć się...” – burknąłem. Skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej i odwróciłem głowę w drugą stronę. Ja mu dam słodki!

Złapałem go za podbródek, obracając jego głowę w moją stronę. Nachyliłem się, muskając jego usta swoimi.
- Mmm... Słodki.

Zasłoniłem usta dłonią i odwróciłem głowę w drugą stronię. O nie... Ja się tak bawić nie będę!
- Słodko razem wyglądacie – stwierdził blondyn, patrząc na nas.

- No nie obrażaj się, aniołku - powiedziałem, kładąc podbródek na jego ramieniu. - Kocham Cię.

- Nie jestem słodki. A ty się nie śmiej! – burknąłem i rzuciłem w chłopaka plastikowym kubeczkiem po herbacie.

Westchnąłem. Nic już nie powiedziałem. Jeszcze oberwałbym talerzem. Zamknąłem oczy. Właściwie dlaczego podszedł do nas?

Uśmiechnąłem się i ponownie wtuliłem w chłopaka. Nie ufałem tamtemu drugiemu... Nie wiedziałem jakie ma zamiary wobec nas.

- A tak w ogóle to dlaczego podszedłeś? - spytałem. Zachowywał się podejrzanie. Nie wiedziałem, co mam sądzić o jego zachowaniu.

- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Mało mnie obchodzi Twoja orientacja – wzruszył ramionami. Czyżby był tolerancyjny? Jednak wciąż miałem wrażenie, że to tylko gra.

- Tak nagle sobie o mnie przypomniałeś? Myślisz, że zapomniałem już o tych pogróżkach i waszym zachowaniu? Otóż nie - mruknąłem. Nie ufałem mu na tyle, by uwierzyć w jego słowa.

- Ja się w to nie mieszałem. Dowiedziałem się o wszystkim po fakcie – powiedział. Co prawda... Chyba wtedy nie było go na tym korytarzu.. Tak mi się wydawało.

- Powiedzmy, że Ci wierzę, ale jeśli coś mu zrobisz, oberwiesz tak, jak ten gnojek - powiedziałem, krzywiąc się na samą myśl o tym kretynie.

Spojrzałem na niego, mrużąc oczy. Miałem nadzieję, że nie robił tego, bo tamci mu kazali. Nie ufałem mu. Pewnie minie dużo czasu zanim mu zaufam.

- Spokojnie, wyluzuj. Nie mam zamiaru robić mu krzywdy - powiedział, uśmiechając się. - Chcę, żebyś był szczęśliwy. Jeżeli jesteś, to ja się cieszę.

Usłyszałem, że dzwoni mi telefon. Zmarszczyłem brwi, ale posłusznie wyjąłem telefon i odebrałem. Dzwoniła moja mama.
~ I jak tam na wycieczce? – zaczęła wesołym tonem.

Mimowolnie uśmiechnąłem się na jego słowa, jednak nadal mu zbytnio nie ufałem. Przytuliłem tylko mocniej ukochanego, ponownie zamykając oczy.

- Chyba dobrze – mruknąłem. Nie chciałem wspominać nic o tym, że często było mi słabo i znowu wymiotowałem.
~ W środę idziemy na USG. Chcemy żebyś poszedł z nami – powiedziała nagle. Westchnąłem.

Razem z Sehun’ em siedzieliśmy cicho, czekając, aż chłopak skończy rozmawiać. Nie chcieliśmy mu przeszkadzać.

Po paru minutach w końcu skończyłem. Westchnąłem i schowałem telefon do kieszeni.
- To w środę też nici ze spotkania, jedynie w szkole – mruknąłem w końcu. Odmówić nie mogłem... Nie potrafiłem jej odmawiać.

- Rozumiem - mruknąłem cicho. Nie wiedziałem, kiedy się zobaczymy, a w szkole to nie to samo. - W czwartek mam przesłuchanie - szepnąłem.

- Hm? Ale jakie? – mruknąłem, bawiąc się bransoletkami na rękach. Przesłuchanie? Ale do czego?

- No do SM - mruknąłem cicho. Nadal nie byłem zbyt przekonany co do tego, ale spróbować nie zaszkodzi, prawda?

- Pójdę z Tobą – powiedziałem. Co prawda śpiewać nie śpiewałem, ale chciałem go wspierać. Nie miałem talentu do tego.

- Dziękuję - uśmiechnąłem się delikatnie. Cieszyłem się, że pójdzie ze mną. Gdybym poszedł sam, pewnie bym stchórzył.

- Chyba mi niedobrze – mruknąłem cicho po paru minutach. Mogłem nie jeść tyle. Cholera! Dlaczego nie mogłem zjeść jednej?! Wtedy byłoby dobrze!

- Chodź do łazienki - mruknąłem. Miałem nadzieję, że nic mu nie będzie. Martwiłem się.

- Nie.. Dam radę – szepnąłem. Miałem nadzieję, że nie będzie mnie znowu ważyć. Nie chciałem się bardziej załamywać moją wagą.

- Ale jak będzie gorzej, to mów. Może wrócimy do pokoju, co? - spytałem. - Chyba musiałbym się położyć.

- Jak się pociąłeś to się nie dziw, że Ci słabo – burknąłem. Jednak posłusznie wstałem z jego kolan. Chyba musiałbym dokończyć układać puzzle.
- Mogę iść z Wami? – spytał ten blondyn. Spojrzałem na niego badawczo.

Wstałem razem z nim. Spojrzałem na Sehun' a, jednak nic nie powiedziałem. Mi to było obojętne. Ważna była dla mnie decyzja Baekie' ego.

Wzruszyłem ramionami, łapiąc Yeol’ a za rękę. Skierowaliśmy się do wyjścia, a blondyn poszedł za nami. Nie przeszkadzało mi to. Było mi to obojętne. Teraz liczyły się tylko puzzle.

Po drodze do pokoju, poczułem ból w kostce. Stanąłem w miejscu.
- Ała... - mruknąłem. To chyba od tego upadku.

- Co jest? – mruknąłem, patrząc na niego. Widziałem jego skrzywioną minę. Pewnie coś go bolało.

- Od wczoraj boli mnie kostka, ale dzisiaj to już tak wybitnie - jęknąłem. Cholernie bolało. Miałem tylko nadzieję, że nie jest ani skręcona ani zwichnięta.

- Do pokoju to ja Cię nie zaniosę – zaśmiałem się. Przeczesałem włosy, wciąż patrząc na chłopaka.

- Jakoś się doczłapię - stwierdziłem, po czym pokuśtykałem w kierunku jego pokoju. Gdy weszliśmy do środka, od razu padłem na łóżko. Było mi słabo.

- To ty sobie poleż, a ja poukładam puzelki – uśmiechnąłem się. Musnąłem jego usta własnymi i usiadłem na ziemi przez puzzlami.

Podniosłem się jeszcze na chwilę, zdejmując trampki. Czułem, że moja kostka jest spuchnięta, jednak nic nie powiedziałem. Z powrotem się położyłem, przykrywając kołdrą. Obserwowałem ukochanego.

Układałem je, ale jednak musiałem stwierdzić, że z nim było lepiej. Wstałem i na czworaka podszedłem do łóżka. Usiadłem obok niego.

Czułem się okropnie. Nie dość, że było mi słabo, to jeszcze ból kostki stawał się coraz gorszy. Skrzywiłem się.

- Bardzo boli? – spytałem zmartwiony. – Może pójść po nauczycielkę? – Może to było coś poważniejszego niż zwykły ból.

- Nie, nie. Zaraz pewnie przejdzie - mruknąłem. Nie chciałem niepotrzebnego zamieszania. O opuchliźnie nic nie mówiłem, bo na pewno poszedłby po nauczyciela.

- I tak pójdę – burknąłem. Wstałem i wyszedłem z pokoju, kierując się do pokoju jego wychowawcy. Przecież nie pozwolę mu cierpieć.

Westchnąłem, zamykając oczy. Mogłem nic nie mówić o kostce. Teraz narobią zamieszania i paniki.

Poszedłem do pokoju jego nauczyciela, zapukałem i czekałem aż otworzy. Gdy wyszedł wyjaśniłem mu całą sytuację, po czym skierowaliśmy się do mojego pokoju.

Ból był jeszcze gorszy, niż parę minut wcześniej. Chyba jednak stało się z tą kostką coś poważniejszego. Niech by to szlag!

Weszliśmy do pokoju. Podszedłem do łóżka i usiadłem obok, odgarniając mu włosy z twarzy. Mężczyzna od razu zaczął wypytywać go o wszystko.

Wytłumaczyłem mu, co się dzieje. Po chwili odkrył mnie i zaczął oglądać moją kostkę. Myślałem, że zejdę z bólu.
- Delikatniej, kurwa! - warknąłem na niego.

Wzdrygnąłem się, gdy krzyknął, ale nic nie powiedziałem. Rozumiałem, że go bolało. Wciąż przeczesywałem jego włosy, tym razem trochę mniej pewnie.

Zagryzłem wargę aż do krwi. Wcisnąłem twarz w poduszkę, chcąc stłumić jęk bólu. To było okropne.

- Kostka jest skręcona. Zgaduję, że nie wstaniesz, więc pójdę zadzwonić po lekarza, bo trzeba to porządnie obejrzeć – oznajmił mężczyzna i wyszedł. Bałem się, że to jednak coś poważniejszego.

- Kurwaa - jęknąłem. Czułem, jak łzy napływają mi do oczu. Ten ból był nie do zniesienia. Wtuliłem twarz mocniej w poduszkę.

Wciąż głaskałem go po włosach i nic nie mówiłem. Zauważyłem, że ten blondyn wychodzi z pomieszczenia. Westchnąłem.

Nie wiem, jak długo tak leżałem. W pewnym momencie usłyszałem, jak drzwi się otwierają. Kątem oka spojrzałem w tamtą stronę. Ujrzałem wychowawcę i faceta w czerwonym kombinezonie. Westchnąłem.

Mężczyźni podeszli do łóżka. Ten ubrany na czerwono zaczął jeszcze raz oglądać jego kostkę. Jakby nie mogli zrobić tego raz i porządnie.

- Ja pierdolę... - jęknąłem w poduszkę, gdy mężczyzna ścisnął mocniej moją kostkę. Łzy popłynęły mi po policzkach. Chyba jeszcze nigdy nie czułem takiego bólu.

Przejechałem palcami po jego policzku, jednocześnie ścierając jego łzy. Nie mogłem patrzeć na jego ból. Miałem ochotę się rozpłakać.

- To naprawdę skręcenie? - spytałem cicho. Chciałem mieć to badanie już za sobą. Od zawsze nienawidziłem lekarzy.

- Dość poważne, ale skręcenie. Trzeba będzie ustawić stopę w innej pozycji i unieruchomić – odpowiedział po chwili. Cieszyłem się, że to nic poważnego. – Proszę się położyć na plecach.

- No niech pan nie mówi, że będzie ją nastawiał - mruknąłem, przekręcając się na plecy. Zakryłem oczy ręką.

- Więc nie mówię – powiedział. Ponownie odgarnąłem mu włosy z twarzy. Przez cały czas nie odezwałem się ani słowem. Po prostu siedziałem ze spuszczoną głową i bawiłem się jego włosami.

W pokoju nastała cisza, jednak nie na długo. Po chwili krzyknąłem z bólu. Ja pierdole, to był koszmar. Otworzyłem oczy, uwalniając kolejne łzy.

Zagryzłem wargę. Nie mogłem patrzeć na jego łzy, ale dzielnie siedziałem na łóżku. Miałem ochotę wyjść... W końcu skończył i zaczął ją unieruchamiać bandażem.

Gdy unieruchomił mi kostkę, ponownie wtuliłem twarz w poduszkę. To upewniło mnie w tym, że już nigdy więcej nie będę chodził po górach. Nigdy!

- Proszę jeszcze dzisiaj nie wstawać i leżeć w łóżku – powiedział jeszcze, po czym pozbierał swoje rzeczy i wyszedł. Nauczyciel również poszedł.

Wyciągnąłem ręce w kierunku ukochanego. Chciałem się przytulić. Potrzebowałem teraz jego bliskości.

Pociągnąłem nosem i wtuliłem się w jego tors. A mogłem mu nie pozwolić żeby poszedł w te góry... Mogłem go zatrzymać.

Objąłem go, przytulając do siebie. Wtuliłem twarz w jego włosy. Powoli łzy przestały płynąć, a ja uspokoiłem się.

Miałem wyrzuty sumienia. Przeze mnie zrobił sobie coś z kostką. Miałem tylko nadzieję, że pójdzie na to przesłuchanie. Przecież nie może rezygnować z marzeń!

Dopiero teraz dotarło do mnie, że z przesłuchania nici. Tam sprawdzają też umiejętności taneczne. Kurwa, jak mam tańczyć ze skręconą kostką?!

Zagryzłem mocno wargę. Czułem, że łzy napływają mi do oczu. Przecież mogłem go zatrzymać! Mogłem powiedzieć, że ma nie iść!

Poczułem, że moja koszulka robi się mokra. Czyżby płakał?
- Aniołku... Dlaczego płaczesz? - spytałem, słysząc, że pociąga nosem.

- Przepraszam – szepnąłem, wycierając oczy. Jednak to było na nic, łzy nie przestawały płynąć. To moja wina...

- Boże, kochanie, za co? - spytałem zdziwiony. Przecież nic nie zrobił, więc za co przepraszał?

- Gdybym powiedział, żebyś został ze mną to nic by się nie stało – mruknąłem. Wtuliłem twarz w jego ramię. Ale może się polepszy do tego przesłuchania?

- Kochanie, to nie Twoja wina. Nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego, więc myślałem, że nie muszę uważać - powiedziałem, całując go w głowę. - Aniołku, nie płacz.

Po paru minutach w końcu się uspokoiłem. Podniosłem głowę i spojrzałem na niego czerwonymi oczami (zawsze miałem czerwone po płaczu), po czym musnąłem jego usta swoimi.

Odwzajemniłem pocałunek, zaczynając głaskać go po włosach. Cieszyłem się, że go miałem.

Odsunąłem się od niego i uśmiechnąłem się delikatnie. Ponownie wtuliłem twarz w jego tors. Biło od niego takie przyjemne ciepełko.

- Kocham Cię, skarbie - szepnąłem mu do ucha, uśmiechając się. Dzięki niemu zapomniałem o skręconej kostce. Teraz myślałem tylko o nim, o jego słodkich ustach.

- Ja Ciebie też – mruknąłem cicho i przymknąłem oczy. Uśmiechnąłem się, czując jego usta na czole.

Zamknąłem oczy. Nadal było mi słabo, więc postanowiłem trochę odpocząć. Nawet nie miałem siły pójść do siebie. Zresztą i tak nie mogłem wstawać, bo lekarz mi zabronił.

Gdy zobaczyłem, że zasnął, wstałem i podszedłem do szafki. Wyjąłem z niej Kostkę Rubika i wróciłem do łóżka. Ponownie położyłem się obok niego i wtuliłem policzek w jego tors.

Czując, że nadal leży obok mnie, spałem spokojnie. Wtuliłem się w niego, mrucząc coś pod nosem. Przy nim o wiele lepiej mi się spało.

Najpierw obejrzałem ją ze wszystkich stron, a później spokojnie zacząłem układać. Jakoś nigdy nie robiłem tego na czas. Bo po co?

Obudziłem się po jakiejś godzinie. Spojrzałem na chłopaka. Układał Kostkę Rubika. Uśmiechnąłem się. Był bardzo skupiony.
- Dobrze Ci idzie.

Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Mam dopiero dwie ściany – wywróciłem oczami, ale układałem dalej.

- Kiedyś miałem przyjaciela, który układał - powiedziałem, obserwując jego poczynania.

- Miałeś? – mruknąłem. Miał? Co się z nim stało? Ułożyłem kolejną ścianę i ponownie obejrzałem całość.

- To było jakoś w gimnazjum. On się przeprowadził. Nie widziałem go kilka lat - mruknąłem smutno. Brakowało mi go. Znałem go bardzo długo. Mieszkaliśmy obok siebie.

- Mh.. Rozumiem – powiedziałem. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji.


Miałem nadzieję, że kiedyś znowu go zobaczę. Był moim najlepszym przyjacielem, nie to co tamci. Westchnąłem.

- Nie smuć się – szepnąłem, odkładając przedmiot obok. Wtuliłem się w niego mocno i wplotłem palce w jego włosy, przeczesując je.

Uśmiechnąłem się delikatnie, przytulając go mocno.
- Dziękuję. Cieszę się, że Cię mam, kochanie - powiedziałem cicho.

- Kocham Cię – uśmiechnąłem się. Spojrzałem na jego twarz i zarumieniłem się. Zjechałem wzrokiem na jego usta. Były takie słodkie. Smakowały jak maliny.

- Ja Ciebie też, kochanie - powiedziałem, uśmiechając się. - A dasz mi buzi? - spytałem, robiąc słodką minkę.

- No nie wiem, nie wiem – zaśmiałem się, nadal patrząc na jego usta. Chciałem się z nim trochę podrażnić, bo czemu by nie?

- Buuuu plosę - mruknąłem, udając małe dziecko. Zrobiłem minę a'la kot ze Shrek’ a. Chciałem buzi.

Ponownie się zaśmiałem. Podniosłem się i oparłem rękami obok jego głowy. Nachyliłem się, muskając delikatnie jest wargi swoimi.

Zamruczałem, odwzajemniając pocałunek. Uwielbiałem te jego słodkie usteczka. Mógłbym całować je wiecznie.

Byłem ciekawy czy gdybym pozwolił mu pogłębić pocałunek, to wciąż byłby on taki delikatny. Bałem się, że nagle stanie się inny niż teraz.

Miałem ochotę na coś więcej, jednak nic nie robiłem. Nie byłem pewny, czy mi pozwoli, więc wolałem nie zaczynać. Chociaż... Czemu by nie spróbować? Przejechałem językiem po jego dolnej wardze, czekając na jego reakcje.

Spojrzałem mu badawczo w oczy. W końcu jeśli coś będzie nie tak to mogę się od niego odsunąć... Jednak pozwoliłem mu na pogłębienie pocałunku.

Uśmiechnąłem się, bardzo delikatnie pogłębiając pocałunek. Nie chciałem robić nic gwałtownie.

Na początku nie wiedziałem co mam robić, w końcu pierwszy raz byłem w takiej sytuacji. Cieszyłem się, że był taki delikatny.

Ta jego nieporadność była cholernie słodka. Starałem się być bardzo delikatny. Wplotłem palce w jego włosy, przeczesując je.

Czułem, że moje policzki palą. Jeszcze ten jego wzrok... Miałem ochotę nie wypuścić go stąd nigdy. Zakuję go w kajdanki i przypnę do łóżka. Zaśmiałem się w myślach.

Boże, jakie on miał cudowne usta. Przyciągnąłem go troszeczkę bliżej, jednak nadal byłem bardzo delikatny.

1 komentarz:

  1. Hej! Reaktywowałam dzisiaj bloga konoyowa-masquerade.blogspot.com, zapraszam do siebie i licze na jakis komentarz :)

    OdpowiedzUsuń