Witam.
Chciałam dać długi wstęp, rozpisać się, "wyżalić".. Ale jak już to napisałam to stwierdziłam, że nikogo to nie obchodzi :') Także zapraszam na rozdział.
71
Baekhyun
Chanyeol
Wziąłem jeszcze komórkę i
schowałem ją do kieszeni. Szybko ubrałem trampki, ponownie łapiąc go za rękę.
Chwyciłem klucz i wyszliśmy. Zamknąłem drzwi, chowając klucz do kieszeni.
Poszliśmy do stołówki. Gdy weszliśmy do środka, chciał
puścić moją rękę, jednak mu na to nie pozwoliłem. Ścisnąłem mocniej jego dłoń,
podchodząc do stolika. Niech widzą, że jesteśmy razem. Mam wyjebane w to.
Spojrzałem na niego niepewnie.
Usiadłem na krześle obok niego, wciąż trzymając go za rękę. Oparłem skroń o
jego ramię. Westchnąłem, czując palący wzrok wszystkich na plecach.
- Nie przejmuj się nimi. Kocham Cię i nie mam zamiaru
tego ukrywać - powiedziałem pewnie. Puściłem jego dłoń, obejmując go ramieniem.
Uśmiechnąłem się i wtuliłem w
niego mocniej.
- Ciekawe co będzie na śniadanie
– mruknąłem nagle. Jakoś zrobiłem się głodny... Ale nie zamierzałem jeść wszystkiego.
Nie chciałem spędzić pół nocy w łazience.
Po chwili na stole znalazły malutkie kanapeczki z
nutellą. Uśmiechnąłem się. Uwielbiałem czekoladę. Wziąłem jedną, podsuwając ją
pod jego usta.
Zaśmiałem się i odgryzłem kawałek.
Miałem w planach zjeść jedną, na pewno nie więcej. Później znowu wróciłyby
mdłości.
Zjadł jedną, a potem drugą. Ja zjadłem dwie. Nie byłem
głodny. Chciałem spać.
Jak zwykle musiałem zjeść
więcej... No, czyli mogę się przygotować na pół nocy spędzonej w łazience przy
ubikacji. Ale jakoś nie było mi niedobrze.
Pewnie znowu będzie wymiotował. Eh, no cóż... Przytuliłem
go mocniej, całując w skroń.
Uśmiechnąłem się delikatnie,
wtulając w niego mocniej. Podniosłem lekko głowę i spojrzałem na jego twarz.
Spojrzałem na niego, uśmiechając się. Zastanawiałem się,
czy bardzo widać tę malinkę. Jeśli tak, to dobrze. Niech wiedzą, że należę do
niego.
- Jak się gapią na nas –
zaśmiałem się. Jakoś nie bardzo mi to przeszkadzało... W końcu zawsze się
gapili.
- Niech się gapią. Zazdroszczą mi takiego ślicznego
chłopaka - stwierdziłem, całując go w czoło.
Zarumieniłem się i wtuliłem
twarz w jego szyję. Znowu mnie zawstydził... Dlaczego on zawsze musiał mówić
takie rzeczy?
Był taki słodki, gdy się rumienił. Lubiłem go zawstydzać.
Wtedy wyglądał tak uroczo.
- Słodki jesteś, mój kochany aniołku - wyszeptałem mu do
ucha.
- Dlaczego mnie tak zawstydzasz?
– spytałem cicho. Słowa kierowałem wprost do jego ucha.. Czułem, że zadrżał.
Uśmiechnąłem się.
- Bo wtedy jesteś jeszcze bardziej słodki. Te rumieńce
dodają Ci uroku – szepnąłem. Zadrżałem, czując jego gorący oddech na szyi.
- Nie prawda – wymamrotałem
zażenowany. Wtuliłem twarz w jego tors, żeby nikt nie widział tego, jak bardzo
mam czerwone policzki.
- Prawda, kochanie - zaśmiałem się. Posadziłem go sobie
na kolanach, przytulając. Widziałem wzrok moich kumpli. Kiedy tylko ich wzrok,
napotkał mój, od razu odwrócili głowy.
Chciałem od razu zejść, ale
przytrzymał mnie za biodra. Przełknąłem ślinę i ponownie wtuliłem twarz w jego
szyję. Będę mieć przejebane... Znowu zacząłem obawiać się tych idiotów.
Trochę mnie to zasmuciło. Nie chciał? Westchnąłem.
Puściłem go. Skoro nie chciał, to nie będę go zmuszał do siedzenia na moich
kolanach. Ja po prostu chciałem się przytulić.
Zagryzłem wargę, ale nie
zszedłem. Skoro już mnie posadził to nie będę schodzić. Nie przeszkadzało mi
to, ale bałem się, że coś mi zrobią. Ten ich wzrok...
- Nie chcesz, prawda? - spytałem cicho. Skoro nie chciał
publicznie okazywać uczuć, to rozumiałem to.
- Boję się – szepnąłem zgodnie z
prawdą. Nie, to nie to, że nie chciałem. Po prostu bałem się, że jeśli będziemy
sobie okazywać uczucia to ja i on nie będziemy mieć życia.
- Nic Ci nie zrobią - powiedziałem, obejmując go w pasie.
Po ostatniej akcji nawet się do niego nie zbliżą. Wiedzą, że ja się nie patyczkuję.
- Ufam Ci – szepnąłem i wtuliłem
się w niego mocniej. Miałem nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej. Chciałem
żyć w spokoju.
Przytuliłem go mocniej. Miałem nadzieję, że przestanie
się bać. Przy mnie nic mu nie groziło, więc nie miał się czego obawiać.
Kątem oka widziałem, że jakiś
blondyn wstaje i podchodzi do nas. Kojarzyłem go. On siedział wtedy z Yeol’ em
koło autobusu.
- Stary... Ty tak na poważnie? –
spytał, siadając naprzeciwko nas.
Spojrzałem na niego. Póki nie wyzywał ani nic,
postanowiłem być spokojny.
- Tak, na poważnie. Coś Ci nie pasuje?
- Czy ja powiedziałem, że coś mi
nie pasuje? – wywrócił oczami. – Wyluzuj – zaśmiał się. Spojrzałem na chłopaka
badawczo.
- Sorry, ale po ostatnich akcjach, już nie mam do was
takiego zaufania, jak wcześniej - powiedziałem, patrząc na niego.
- Słodki jest – stwierdził,
uśmiechając się.
- Nie jestem słodki! –
naburmuszyłem się. Dlaczego oni tak mówili?! Przecież nie byłem słodki...
- Jesteś, skarbie - powiedziałem, uśmiechając się. Czyżby
chociaż on zrozumiał, że ja go kocham?
- Sam jesteś słodki. Ja nie
jestem – burknąłem. – A ty czego się śmiejesz?! – mruknąłem, słysząc śmiech
jego kolegi. Zarumieniłem się.
- Jesteś, kochanie i nie kłóć się, bo i tak nie wygrasz -
stwierdziłem, całując go w policzek. Jak się denerwował, był jeszcze słodszy.
- „Jesteś, kochanie i nie kłóć
się...” – burknąłem. Skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej i odwróciłem
głowę w drugą stronę. Ja mu dam słodki!
Złapałem go za podbródek, obracając jego głowę w moją
stronę. Nachyliłem się, muskając jego usta swoimi.
- Mmm... Słodki.
Zasłoniłem usta dłonią i
odwróciłem głowę w drugą stronię. O nie... Ja się tak bawić nie będę!
- Słodko razem wyglądacie –
stwierdził blondyn, patrząc na nas.
- No nie obrażaj się, aniołku - powiedziałem, kładąc
podbródek na jego ramieniu. - Kocham Cię.
- Nie jestem słodki. A ty się
nie śmiej! – burknąłem i rzuciłem w chłopaka plastikowym kubeczkiem po
herbacie.
Westchnąłem. Nic już nie powiedziałem. Jeszcze oberwałbym
talerzem. Zamknąłem oczy. Właściwie dlaczego podszedł do nas?
Uśmiechnąłem się i ponownie
wtuliłem w chłopaka. Nie ufałem tamtemu drugiemu... Nie wiedziałem jakie ma
zamiary wobec nas.
- A tak w ogóle to dlaczego podszedłeś? - spytałem.
Zachowywał się podejrzanie. Nie wiedziałem, co mam sądzić o jego zachowaniu.
- Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
Mało mnie obchodzi Twoja orientacja – wzruszył ramionami. Czyżby był
tolerancyjny? Jednak wciąż miałem wrażenie, że to tylko gra.
- Tak nagle sobie o mnie przypomniałeś? Myślisz, że zapomniałem
już o tych pogróżkach i waszym zachowaniu? Otóż nie - mruknąłem. Nie ufałem mu
na tyle, by uwierzyć w jego słowa.
- Ja się w to nie mieszałem.
Dowiedziałem się o wszystkim po fakcie – powiedział. Co prawda... Chyba wtedy
nie było go na tym korytarzu.. Tak mi się wydawało.
- Powiedzmy, że Ci wierzę, ale jeśli coś mu zrobisz,
oberwiesz tak, jak ten gnojek - powiedziałem, krzywiąc się na samą myśl o tym
kretynie.
Spojrzałem na niego, mrużąc
oczy. Miałem nadzieję, że nie robił tego, bo tamci mu kazali. Nie ufałem mu.
Pewnie minie dużo czasu zanim mu zaufam.
- Spokojnie, wyluzuj. Nie mam zamiaru robić mu krzywdy -
powiedział, uśmiechając się. - Chcę, żebyś był szczęśliwy. Jeżeli jesteś, to ja
się cieszę.
Usłyszałem, że dzwoni mi
telefon. Zmarszczyłem brwi, ale posłusznie wyjąłem telefon i odebrałem.
Dzwoniła moja mama.
~ I jak tam na wycieczce? –
zaczęła wesołym tonem.
Mimowolnie uśmiechnąłem się na jego słowa, jednak nadal
mu zbytnio nie ufałem. Przytuliłem tylko mocniej ukochanego, ponownie zamykając
oczy.
- Chyba dobrze – mruknąłem. Nie
chciałem wspominać nic o tym, że często było mi słabo i znowu wymiotowałem.
~ W środę idziemy na USG. Chcemy
żebyś poszedł z nami – powiedziała nagle. Westchnąłem.
Razem z Sehun’ em siedzieliśmy cicho, czekając, aż
chłopak skończy rozmawiać. Nie chcieliśmy mu przeszkadzać.
Po paru minutach w końcu
skończyłem. Westchnąłem i schowałem telefon do kieszeni.
- To w środę też nici ze
spotkania, jedynie w szkole – mruknąłem w końcu. Odmówić nie mogłem... Nie
potrafiłem jej odmawiać.
- Rozumiem - mruknąłem cicho. Nie wiedziałem, kiedy się
zobaczymy, a w szkole to nie to samo. - W czwartek mam przesłuchanie -
szepnąłem.
- Hm? Ale jakie? – mruknąłem,
bawiąc się bransoletkami na rękach. Przesłuchanie? Ale do czego?
- No do SM - mruknąłem cicho. Nadal nie byłem zbyt
przekonany co do tego, ale spróbować nie zaszkodzi, prawda?
- Pójdę z Tobą – powiedziałem.
Co prawda śpiewać nie śpiewałem, ale chciałem go wspierać. Nie miałem talentu
do tego.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się delikatnie. Cieszyłem się,
że pójdzie ze mną. Gdybym poszedł sam, pewnie bym stchórzył.
- Chyba mi niedobrze – mruknąłem
cicho po paru minutach. Mogłem nie jeść tyle. Cholera! Dlaczego nie mogłem
zjeść jednej?! Wtedy byłoby dobrze!
- Chodź do łazienki - mruknąłem. Miałem nadzieję, że nic
mu nie będzie. Martwiłem się.
- Nie.. Dam radę – szepnąłem.
Miałem nadzieję, że nie będzie mnie znowu ważyć. Nie chciałem się bardziej
załamywać moją wagą.
- Ale jak będzie gorzej, to mów. Może wrócimy do pokoju,
co? - spytałem. - Chyba musiałbym się położyć.
- Jak się pociąłeś to się nie
dziw, że Ci słabo – burknąłem. Jednak posłusznie wstałem z jego kolan. Chyba
musiałbym dokończyć układać puzzle.
- Mogę iść z Wami? – spytał ten
blondyn. Spojrzałem na niego badawczo.
Wstałem razem z nim. Spojrzałem na Sehun' a, jednak nic
nie powiedziałem. Mi to było obojętne. Ważna była dla mnie decyzja Baekie' ego.
Wzruszyłem ramionami, łapiąc
Yeol’ a za rękę. Skierowaliśmy się do wyjścia, a blondyn poszedł za nami. Nie
przeszkadzało mi to. Było mi to obojętne. Teraz liczyły się tylko puzzle.
Po drodze do pokoju, poczułem ból w kostce. Stanąłem w
miejscu.
- Ała... - mruknąłem. To chyba od tego upadku.
- Co jest? – mruknąłem, patrząc
na niego. Widziałem jego skrzywioną minę. Pewnie coś go bolało.
- Od wczoraj boli mnie kostka, ale dzisiaj to już tak
wybitnie - jęknąłem. Cholernie bolało. Miałem tylko nadzieję, że nie jest ani
skręcona ani zwichnięta.
- Do pokoju to ja Cię nie
zaniosę – zaśmiałem się. Przeczesałem włosy, wciąż patrząc na chłopaka.
- Jakoś się doczłapię - stwierdziłem, po czym
pokuśtykałem w kierunku jego pokoju. Gdy weszliśmy do środka, od razu padłem na
łóżko. Było mi słabo.
- To ty sobie poleż, a ja
poukładam puzelki – uśmiechnąłem się. Musnąłem jego usta własnymi i usiadłem na
ziemi przez puzzlami.
Podniosłem się jeszcze na chwilę, zdejmując trampki.
Czułem, że moja kostka jest spuchnięta, jednak nic nie powiedziałem. Z powrotem
się położyłem, przykrywając kołdrą. Obserwowałem ukochanego.
Układałem je, ale jednak
musiałem stwierdzić, że z nim było lepiej. Wstałem i na czworaka podszedłem do
łóżka. Usiadłem obok niego.
Czułem się okropnie. Nie dość, że było mi słabo, to
jeszcze ból kostki stawał się coraz gorszy. Skrzywiłem się.
- Bardzo boli? – spytałem zmartwiony.
– Może pójść po nauczycielkę? – Może to było coś poważniejszego niż zwykły ból.
- Nie, nie. Zaraz pewnie przejdzie - mruknąłem. Nie
chciałem niepotrzebnego zamieszania. O opuchliźnie nic nie mówiłem, bo na pewno
poszedłby po nauczyciela.
- I tak pójdę – burknąłem.
Wstałem i wyszedłem z pokoju, kierując się do pokoju jego wychowawcy. Przecież
nie pozwolę mu cierpieć.
Westchnąłem, zamykając oczy. Mogłem nic nie mówić o
kostce. Teraz narobią zamieszania i paniki.
Poszedłem do pokoju jego
nauczyciela, zapukałem i czekałem aż otworzy. Gdy wyszedł wyjaśniłem mu całą
sytuację, po czym skierowaliśmy się do mojego pokoju.
Ból był jeszcze gorszy, niż parę minut wcześniej. Chyba
jednak stało się z tą kostką coś poważniejszego. Niech by to szlag!
Weszliśmy do pokoju. Podszedłem
do łóżka i usiadłem obok, odgarniając mu włosy z twarzy. Mężczyzna od razu
zaczął wypytywać go o wszystko.
Wytłumaczyłem mu, co się dzieje. Po chwili odkrył mnie i
zaczął oglądać moją kostkę. Myślałem, że zejdę z bólu.
- Delikatniej, kurwa! - warknąłem na niego.
Wzdrygnąłem się, gdy krzyknął,
ale nic nie powiedziałem. Rozumiałem, że go bolało. Wciąż przeczesywałem jego
włosy, tym razem trochę mniej pewnie.
Zagryzłem wargę aż do krwi. Wcisnąłem twarz w poduszkę,
chcąc stłumić jęk bólu. To było okropne.
- Kostka jest skręcona. Zgaduję,
że nie wstaniesz, więc pójdę zadzwonić po lekarza, bo trzeba to porządnie
obejrzeć – oznajmił mężczyzna i wyszedł. Bałem się, że to jednak coś
poważniejszego.
- Kurwaa - jęknąłem. Czułem, jak łzy napływają mi do oczu.
Ten ból był nie do zniesienia. Wtuliłem twarz mocniej w poduszkę.
Wciąż głaskałem go po włosach i
nic nie mówiłem. Zauważyłem, że ten blondyn wychodzi z pomieszczenia.
Westchnąłem.
Nie wiem, jak długo tak leżałem. W pewnym momencie usłyszałem,
jak drzwi się otwierają. Kątem oka spojrzałem w tamtą stronę. Ujrzałem
wychowawcę i faceta w czerwonym kombinezonie. Westchnąłem.
Mężczyźni podeszli do łóżka. Ten
ubrany na czerwono zaczął jeszcze raz oglądać jego kostkę. Jakby nie mogli
zrobić tego raz i porządnie.
- Ja pierdolę... - jęknąłem w poduszkę, gdy mężczyzna
ścisnął mocniej moją kostkę. Łzy popłynęły mi po policzkach. Chyba jeszcze
nigdy nie czułem takiego bólu.
Przejechałem palcami po jego
policzku, jednocześnie ścierając jego łzy. Nie mogłem patrzeć na jego ból.
Miałem ochotę się rozpłakać.
- To naprawdę skręcenie? - spytałem cicho. Chciałem mieć
to badanie już za sobą. Od zawsze nienawidziłem lekarzy.
- Dość poważne, ale skręcenie.
Trzeba będzie ustawić stopę w innej pozycji i unieruchomić – odpowiedział po
chwili. Cieszyłem się, że to nic poważnego. – Proszę się położyć na plecach.
- No niech pan nie mówi, że będzie ją nastawiał -
mruknąłem, przekręcając się na plecy. Zakryłem oczy ręką.
- Więc nie mówię – powiedział.
Ponownie odgarnąłem mu włosy z twarzy. Przez cały czas nie odezwałem się ani
słowem. Po prostu siedziałem ze spuszczoną głową i bawiłem się jego włosami.
W pokoju nastała cisza, jednak nie na długo. Po chwili
krzyknąłem z bólu. Ja pierdole, to był koszmar. Otworzyłem oczy, uwalniając
kolejne łzy.
Zagryzłem wargę. Nie mogłem
patrzeć na jego łzy, ale dzielnie siedziałem na łóżku. Miałem ochotę wyjść... W
końcu skończył i zaczął ją unieruchamiać bandażem.
Gdy unieruchomił mi kostkę, ponownie wtuliłem twarz w
poduszkę. To upewniło mnie w tym, że już nigdy więcej nie będę chodził po
górach. Nigdy!
- Proszę jeszcze dzisiaj nie
wstawać i leżeć w łóżku – powiedział jeszcze, po czym pozbierał swoje rzeczy i
wyszedł. Nauczyciel również poszedł.
Wyciągnąłem ręce w kierunku ukochanego. Chciałem się
przytulić. Potrzebowałem teraz jego bliskości.
Pociągnąłem nosem i wtuliłem się
w jego tors. A mogłem mu nie pozwolić żeby poszedł w te góry... Mogłem go
zatrzymać.
Objąłem go, przytulając do siebie. Wtuliłem twarz w jego
włosy. Powoli łzy przestały płynąć, a ja uspokoiłem się.
Miałem wyrzuty sumienia. Przeze
mnie zrobił sobie coś z kostką. Miałem tylko nadzieję, że pójdzie na to
przesłuchanie. Przecież nie może rezygnować z marzeń!
Dopiero teraz dotarło do mnie, że z przesłuchania nici.
Tam sprawdzają też umiejętności taneczne. Kurwa, jak mam tańczyć ze skręconą
kostką?!
Zagryzłem mocno wargę. Czułem,
że łzy napływają mi do oczu. Przecież mogłem go zatrzymać! Mogłem powiedzieć,
że ma nie iść!
Poczułem, że moja koszulka robi się mokra. Czyżby płakał?
- Aniołku... Dlaczego płaczesz? - spytałem, słysząc, że
pociąga nosem.
- Przepraszam – szepnąłem,
wycierając oczy. Jednak to było na nic, łzy nie przestawały płynąć. To moja
wina...
- Boże, kochanie, za co? - spytałem zdziwiony. Przecież
nic nie zrobił, więc za co przepraszał?
- Gdybym powiedział, żebyś
został ze mną to nic by się nie stało – mruknąłem. Wtuliłem twarz w jego ramię.
Ale może się polepszy do tego przesłuchania?
- Kochanie, to nie Twoja wina. Nigdy nie zdarzyło mi się
coś takiego, więc myślałem, że nie muszę uważać - powiedziałem, całując go w
głowę. - Aniołku, nie płacz.
Po paru minutach w końcu się
uspokoiłem. Podniosłem głowę i spojrzałem na niego czerwonymi oczami (zawsze
miałem czerwone po płaczu), po czym musnąłem jego usta swoimi.
Odwzajemniłem pocałunek, zaczynając głaskać go po
włosach. Cieszyłem się, że go miałem.
Odsunąłem się od niego i
uśmiechnąłem się delikatnie. Ponownie wtuliłem twarz w jego tors. Biło od niego
takie przyjemne ciepełko.
- Kocham Cię, skarbie - szepnąłem mu do ucha, uśmiechając
się. Dzięki niemu zapomniałem o skręconej kostce. Teraz myślałem tylko o nim, o
jego słodkich ustach.
- Ja Ciebie też – mruknąłem
cicho i przymknąłem oczy. Uśmiechnąłem się, czując jego usta na czole.
Zamknąłem oczy. Nadal było mi słabo, więc postanowiłem
trochę odpocząć. Nawet nie miałem siły pójść do siebie. Zresztą i tak nie
mogłem wstawać, bo lekarz mi zabronił.
Gdy zobaczyłem, że zasnął,
wstałem i podszedłem do szafki. Wyjąłem z niej Kostkę Rubika i wróciłem do
łóżka. Ponownie położyłem się obok niego i wtuliłem policzek w jego tors.
Czując, że nadal leży obok mnie, spałem spokojnie.
Wtuliłem się w niego, mrucząc coś pod nosem. Przy nim o wiele lepiej mi się
spało.
Najpierw obejrzałem ją ze
wszystkich stron, a później spokojnie zacząłem układać. Jakoś nigdy nie robiłem
tego na czas. Bo po co?
Obudziłem się po jakiejś godzinie. Spojrzałem na
chłopaka. Układał Kostkę Rubika. Uśmiechnąłem się. Był bardzo skupiony.
- Dobrze Ci idzie.
Spojrzałem na niego i
uśmiechnąłem się delikatnie.
- Mam dopiero dwie ściany –
wywróciłem oczami, ale układałem dalej.
- Kiedyś miałem przyjaciela, który układał -
powiedziałem, obserwując jego poczynania.
- Miałeś? – mruknąłem. Miał? Co
się z nim stało? Ułożyłem kolejną ścianę i ponownie obejrzałem całość.
- To było jakoś w gimnazjum. On się przeprowadził. Nie
widziałem go kilka lat - mruknąłem smutno. Brakowało mi go. Znałem go bardzo
długo. Mieszkaliśmy obok siebie.
- Mh.. Rozumiem – powiedziałem.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji.
Miałem nadzieję, że kiedyś znowu go zobaczę. Był moim
najlepszym przyjacielem, nie to co tamci. Westchnąłem.
- Nie smuć się – szepnąłem,
odkładając przedmiot obok. Wtuliłem się w niego mocno i wplotłem palce w jego
włosy, przeczesując je.
Uśmiechnąłem się delikatnie, przytulając go mocno.
- Dziękuję. Cieszę się, że Cię mam, kochanie -
powiedziałem cicho.
- Kocham Cię – uśmiechnąłem się.
Spojrzałem na jego twarz i zarumieniłem się. Zjechałem wzrokiem na jego usta.
Były takie słodkie. Smakowały jak maliny.
- Ja Ciebie też, kochanie - powiedziałem, uśmiechając
się. - A dasz mi buzi? - spytałem, robiąc słodką minkę.
- No nie wiem, nie wiem –
zaśmiałem się, nadal patrząc na jego usta. Chciałem się z nim trochę podrażnić,
bo czemu by nie?
- Buuuu plosę - mruknąłem, udając małe dziecko. Zrobiłem
minę a'la kot ze Shrek’ a. Chciałem buzi.
Ponownie się zaśmiałem.
Podniosłem się i oparłem rękami obok jego głowy. Nachyliłem się, muskając
delikatnie jest wargi swoimi.
Zamruczałem, odwzajemniając pocałunek. Uwielbiałem te
jego słodkie usteczka. Mógłbym całować je wiecznie.
Byłem ciekawy czy gdybym
pozwolił mu pogłębić pocałunek, to wciąż byłby on taki delikatny. Bałem się, że
nagle stanie się inny niż teraz.
Miałem ochotę na coś więcej, jednak nic nie robiłem. Nie
byłem pewny, czy mi pozwoli, więc wolałem nie zaczynać. Chociaż... Czemu by nie
spróbować? Przejechałem językiem po jego dolnej wardze, czekając na jego
reakcje.
Spojrzałem mu badawczo w oczy. W
końcu jeśli coś będzie nie tak to mogę się od niego odsunąć... Jednak
pozwoliłem mu na pogłębienie pocałunku.
Uśmiechnąłem się, bardzo delikatnie pogłębiając
pocałunek. Nie chciałem robić nic gwałtownie.
Na początku nie wiedziałem co
mam robić, w końcu pierwszy raz byłem w takiej sytuacji. Cieszyłem się, że był
taki delikatny.
Ta jego nieporadność była cholernie słodka. Starałem się
być bardzo delikatny. Wplotłem palce w jego włosy, przeczesując je.
Czułem, że moje policzki palą.
Jeszcze ten jego wzrok... Miałem ochotę nie wypuścić go stąd nigdy. Zakuję go w
kajdanki i przypnę do łóżka. Zaśmiałem się w myślach.
Boże, jakie on miał cudowne usta. Przyciągnąłem go
troszeczkę bliżej, jednak nadal byłem bardzo delikatny.
Hej! Reaktywowałam dzisiaj bloga konoyowa-masquerade.blogspot.com, zapraszam do siebie i licze na jakis komentarz :)
OdpowiedzUsuń