Miałam dodać rozdział odrobinę później, ale jednak stwierdziłam, że dodam wcześniej.. Wiecie jakie to cudowne uczucie, gdy usuwacie konto z fb, usuwacie snapa, usuwacie wszystkie praktycznie kontakty z telefonu, uważając je za nieważne i zostajecie tylko na blogu, yt i tumblr? Stwierdziłam ostatnio, że po co mi fb czy inne takie gówna. Nic innego nie robię całymi dniami tylko sprawdzam, bo "może ktoś napisał", "może coś ciekawego". A teraz czuję się naprawdę cudownie. Na bloga i tak wchodzę raz w tygodniu, więc mnie to nie "uzależnia". Na tumblr dodaję coś rzadko, ale dużo, więc z tym nie ma problemu. Po prostu czuję się cudownie bez tych wszystkich rzeczy, polecam.
A teraz zapraszam na kolejny rozdział BaekYeol'a. Mam nadzieję, że się spodoba. Następny już za tydzień: 4,09. Uwierzycie, że we wtorek zaczyna się kolejny rok szkolny? Mam nadzieję, że znajdę czas na dodawanie tutaj regularnie rozdziałów.. I że znajdę czas na pisanie, to przede wszystkim.
62
***07*** <-- poprzedni rozdział opowiadania
***TH*** <-- poprzednia notka
- Uwierz mi, dużo da, jak obiję im mordy - powiedziałem,
patrząc na niego. Myślałem, że wyjdę z siebie.
Zadrżałem.. Ton głosu jakim
mówił, jak się zachowywał, jego wzrok... Przerażało mnie to. Gdzie się podział
mój delikatny i czuły Yeol?
W pewnym momencie usłyszałem śmiech. Odwróciłem głowę.
Zobaczyłem ich na końcu korytarza. Wściekłość we mnie buzowała. Wyrwałem się,
podchodząc do tego, który to napisał. Złapałem go za szmaty, przypierając do
ściany.
- Jeszcze raz, kurwo! Jeszcze raz zobaczę taką kartkę,
albo że go gnębicie, próbujecie coś zrobić, a przysięgam, że nie dożyjecie
jutra!
Nie mogłem tego wszystkiego
wytrzymać. Łzy popłynęły po moich policzkach, a ja uciekłem stamtąd. Bałem się
go gdy tak się zachowywał... Takie zachowanie przypominało mi, jak mój
biologiczny ojciec bił i wyzywał moją matkę. Może i miałem wtedy pięć lat, ale
wszystko pamiętałem. Pobiegłem do ogrodu i usiadłem pod największym drzewem,
kuląc się.
Gdy spostrzegłem, że Baekhyun' a nie ma, puściłem go.
Uderzyłem go raz w twarz i pobiegłem za ukochanym. Wybiegłem z budynku,
zaczynając go szukać. Poszedłem do ogrodu. Siedział skulony pod drzewem.
Podszedłem do niego, kucając obok.
- Kochanie... - szepnąłem, palcami przeczesując jego kosmyki.
Spojrzałem na niego niepewnie.
Już nie wyglądał tak, jak wcześniej.. To był mój Yeol.. Klęknąłem i wtuliłem
się w jego tors, pociągając nosem.
- Cii... - szepnąłem, przytulając go mocno. -
Przepraszam, aniołku... Nie płacz - powiedziałem ciepłym głosem, głaskając go
po głowie.
Usiadłem na piętach, wtulając
się w niego mocniej. Zacisnąłem dłonie na jego koszulce w okolicy krzyża. Nie
lubiłem gdy on krzyczał.
- No już, cichutko, maleńki... Przepraszam. Już nie będę
krzyczeć, obiecuję - wyszeptałem mu do ucha.
Po chwili uspokoiłem się do tego
stopnia, że od czasu do czasu pociągałem nosem.
- Przepraszam, że tak zareagowałem
– powiedziałem po chwili. – Po prostu mam złe wspomnienia z tym.
- Nie przepraszaj, kochanie. To moja wina - powiedziałem.
Usiadłem na ziemi, sadzając go sobie na kolanach. Przytuliłem go mocniej.
- Nie krzycz więcej –
poprosiłem. Wtuliłem się w niego mocno, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Nie będę, obiecuję - mruknąłem, gładząc dłonią jego
plecy. Cieszyłem się, że nie był na mnie zły. Po prostu zawsze tak reagowałem,
gdy moim bliskim działa się krzywda.
- Chodźmy już do pokoju... Gapią
się – mruknąłem i przytuliłem go mocniej. Nie chciałem się od niego odsuwać.
- Dobrze - mruknąłem i trzymając go na rękach, wstałem z
ziemi. Postawiłem go, nadal przytulając.
- Weźmiesz mnie na rączki? –
zaśmiałem się, wtulając w niego. Nie chciało mi się iść.. To było tak daleko...
Zaśmiałem się, ale wziąłem go z powrotem na ręce. Powoli
zacząłem iść w kierunku pensjonatu.
Uśmiechnąłem się, wtulając w
jego tors. Nic mu się nie stanie jak mnie raz poniesie, prawda? Spojrzałem na
jego twarz.
Gdy dotarłem do budynku, jakimś cudem otworzyłem drzwi,
kierując się do naszego skrzydła. Gdy już dotarłem do jego pokoju, wszedłem do
środka, nogą zamykając drzwi. Usiadłem na łóżku, a jego posadziłem na swoich
kolanach.
Przejechałem palcami po jego
policzku i uśmiechnąłem się. Złapałem go za podbródek, odwracając jego głowę w
swoją stronę. Spojrzałem mu w oczy. Niepewnie przysunąłem swoją twarz do jego i
musnąłem jego usta.
Otworzyłem szerzej oczy. Zaskoczył mnie tym pocałunkiem.
Uśmiechnąłem się delikatnie, odwzajemniając pocałunek.
Jednak po chwili odsunąłem się
od niego, ponownie patrząc mu w oczy. Zaśmiałem się na widok jego miny. Była
bezcenna.
- Z czego się śmiejesz? - naburmuszyłem się. No z czego
się śmiał? Co go tak śmieszyło? Nie wiedziałem, o co chodzi.
- Z Twojej miny, kochanie –
zaśmiałem się i pocałowałem go w kącik ust. Wplotłem palce w jego włosy,
przeczesując je.
„Kochanie” - przeszło mi przez myśl. Mimo, że mówił tak
na mnie rzadko, to i tak lubiłem, gdy to mówił.
- Kocham Cię.
Usiadłem na nim okrakiem i
wtuliłem się w niego, wciąż przeczesywałem jego włosy.
- Ja Ciebie też kocham –
szepnąłem mu do ucha.
Poczułem przyjemne ciepło w sercu, gdy odpowiedział tym
samym. Cieszyłem się, że dał mi szansę, że mnie pokochał.
Ułożyłem głowę na jego ramieniu,
przymykając oczy. Uwielbiałem bawić się jego włosami. Jak widać nie
przeszkadzało mu to.
Zamruczałem cicho. Jego dotyk był taki przyjemny. Mógłby
bawić się moimi włosami. Zamknąłem oczy, rozkoszując się tym dotykiem.
- Mruczysz jak kotek – zaśmiałem
się. – Mam własnego kotka – uśmiechnąłem się. Mógłbym go przytulać wiecznie.
Uśmiechnąłem się, mocniej go przytulając.
- Doczepię sobie jeszcze uszy i ogon, i będzie prawdziwy
kotek - zaśmiałem się. Znowu zacząłem mruczeć.
- Mmm... Ubierzesz? – spytałem,
patrząc na niego świecącymi oczami. Chciałem go zobaczyć w stroju kotka.
- Dla Ciebie wszystko, kochanie - wymruczałem mu do ucha,
uśmiechając się do niego. Dla niego byłem w stanie zrobić wszystko.
- Dla mnie wszystko? To ułóż
Kostkę Rubika albo moje puzelki – zaśmiałem się. Miałem wrażenie, że zachowuję
się jak dziecko...
- Tak jest! - zaśmiałem się, całując go w skroń. Był jak
małe dziecko, ale nie przeszkadzało mi to. Kochałem go takiego, jakim był.
Uśmiechnąłem się i wtuliłem w
niego mocniej.
- Muszę sobie kupić nowe puzzle
– powiedziałem nagle.
Uśmiechnąłem się. „Naprawdę jak dziecko” - pomyślałem. Po
chwili położyłem się na plecach, ciągnąc go za sobą.
Czułem, że pieką mnie policzki.
Było mi wygodnie, ale wolałem jak on leżał na mnie. Nie wiedziałem dlaczego.
Tak po prostu. Wtuliłem twarz w jego tors.
Przytuliłem go mocniej, zamykając oczy. Wtuliłem twarz w
jego włosy, wdychając ich zapach. Tak ładnie pachniały.
- Co będziemy robić? – spytałem
cicho. Miałem ochotę ułożyć te puzzle z Górą Fudżi. One powinny być
trudniejsze.
- A co byś chciał? - spytałem, uśmiechając się. Chciało
mi się trochę spać, ale dla niego mogę siedzieć nawet całą noc.
- Poukładać puzzle – zaśmiałem
się, patrząc na jego twarz. Przejechałem palcami po jego policzku oraz szyi.
- No to układamy - powiedziałem rozbawiony, po czym
podniosłem się do siadu. Wstałem, siadając na podłodze. Wyciągnąłem ręce w jego
kierunku.
Wziąłem z szafki drugie pudełko
i podszedłem do niego. Usiadłem obok, otwierając je. Oczy mi się zaświeciły.
Dwa tysiące elementów...
Objąłem go jednym ramieniem, przytulając. Po chwili
zaczęliśmy układać. Jak byłem mały, zawsze układałem puzzle z mamą. Potem już z
tego wyrosłem.
- Najpierw ramkę – zaśmiałem
się, gdy chciał zaczynać od środka. Tak mi się lepiej układało. Wtuliłem się w
niego mocniej.
Wywróciłem oczami, śmiejąc się cicho. Czy on uczestniczył
w jakimś kursie układania puzzli? Ja zawsze zaczynałem od środka.
Również się zaśmiałem. Chyba
nigdy się tyle nie naśmiałem. Najlepsze było to, jak próbował włożyć jeden
puzel w drugi, ale nie pasowały do siebie.
Chyba nie miałem cierpliwości do puzzli, ale przy tym tak
się naśmiałem, że aż bolał mnie brzuch. Nie do wiary, jak świetnie się bawiłem
przy głupim układaniu puzzli.
- I jak ty to wsadzasz? –
parsknąłem śmiechem. – Kochanie, spróbuj w drugą stronę. – Prawie zwijałem się
ze śmiechu.
Przekręciłem puzel, normalnie płacząc ze śmiechu. Łzy
leciały mi po policzkach. W końcu udało mi się go włożyć.
Położyłem się na plecach,
ciągnąc go za sobą. Objąłem ramionami jego szyję i mocno się w niego wtuliłem.
Takie wieczory mógłbym mieć codziennie.
Uśmiechnąłem się szeroko. Podniosłem głowę, po czym
delikatnie pocałowałem go w nos, a potem w usta. Uwielbiałem to robić.
Pocałowałem go szybko, po czym
wtuliłem twarz w jego szyję. Wciąż uśmiechałem się szeroko. Dawno się tyle nie
uśmiałem.
Zamknąłem oczy, rozkoszując się jego bliskością. Byłem
zmęczony. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Chciało mi się spać.
- Chodź do łóżka – wyszeptałem
mu do ucha. Zabrzmiało to trochę dwuznacznie, ale starałem się to zignorować.
- Mhm... - podniosłem się, po czym wziąłem go na ręce.
Wlazłem na łóżko, kładąc się. Przytuliłem się do niego, ponownie zamykając oczy.
Przytuliłem się do niego. Nie
przykrywałem nas, bo było ciepło. Zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się delikatnie.
Po paru minutach zasnąłem. Byłem wyczerpany tym
wszystkim. Wtuliłem się w niego, spokojnie śpiąc.
Nie wiem do której tak leżałem
na nim. W końcu wtuliłem się w niego mocniej, a po paru minutach usnąłem.
Spałem dość długo, bo kiedy się obudziłem, w pokoju było
już jasno. Rozejrzałem się. Nie byłem u siebie. Spojrzałem na miejsce obok
siebie. Baekie przytulał się do mnie. Uśmiechnąłem się.
Zmarszczyłem nos, gdy poczułem,
że coś świeci mi w oczy. Wtuliłem się w niego mocniej, śpiąc dalej.
Podniosłem rękę i pogłaskałem go po policzku. Był jeszcze
słodszy, gdy spał. Pocałowałem go w nos, po czym ponownie zamknąłem oczy.
Powoli otworzyłem oczy i
spojrzałem na niego zaspanymi oczami. Uśmiechnąłem się delikatnie. Znowu się w
niego wtuliłem.
Po paru minutach znowu zasnąłem. Ostatnimi dniami nie
spałem za wiele, więc chciałem się chociaż dzisiaj wyspać.
Już nie mogłem usnąć. Po prostu
leżałem i patrzyłem na jego twarz. Wciąż byłem zaspany, bo nie obudziłem się do
końca.
Nic mi się nie śniło. Spałem spokojnie, przytulając się
do chłopaka. Przyjemnie mi się tak leżało.
Westchnąłem cicho. Po paru
minutach zauważyłem, że zaczął otwierać oczy. Wyglądał strasznie słodko gdy był
taki zaspany.
Spojrzałem na chłopaka, uśmiechając się do niego.
- Dzień dobry, kochanie - mruknąłem sennie.
- Dzień dobry – uśmiechnąłem
się, wciąż patrząc na jego twarz. Boże, jak on słodko wyglądał...
- Jak się spało? - spytałem na wpółprzytomnie. Nadal
byłem strasznie zaspany i nie kontaktowałem jeszcze zbytnio.
- Idealnie. A Tobie? –
uśmiechnąłem się. Podniosłem się i pocałowałem go w policzek. Następnie znowu
wtuliłem się w jego tors i przeczesałem włosy.
- Z Tobą zawsze świetnie - powiedziałem z uśmiechem,
przytulając go mocno do siebie.
Zaśmiałem się. Czułem, że pieką
mnie policzki, więc wtuliłem twarz w jego szyję. Czy on musiał mówić takie
krępujące rzeczy?
- Kocham Cię, wiesz? - mruknąłem, zamykając oczy.
Cieszyłem się, że go miałem. Byłem taki szczęśliwy.
- Wiem – zaśmiałem się. – Ja
Ciebie też kocham – uśmiechnąłem się, wtulając się w niego mocniej. – Chyba
trzeba będzie wstawać.
- Niee - jęknąłem niezadowolony. Nie chciałem wstawać.
Chciałem poleżeć z nim w jednym łóżku i przytulać go do siebie.
- Dzisiaj sobota, tak? Jutro
wracamy do domu – mruknąłem. Wstałem, ignorując jego jęki. Usiadłem i
przeczesałem włosy, zostawiając je w zupełnym nieładzie.
Naburmuszyłem się, podnosząc i przytulając do jego
pleców. Wygiąłem usta w podkówkę.
- Zostańmy tu.
- Też bym chciał, kocie –
uśmiechnąłem się. – Tam wszystko będzie trudniej, prawda? – spytałem i wtuliłem
się w jego tors.
- To znaczy? - spytałem. Nie bardzo rozumiałem, o czym
mówił. Chyba jeszcze się nie obudziłem do końca.
Zaśmiałem się, wtulając w niego.
On był niemożliwy...
- W poniedziałek i we wtorek
będziemy widzieć się tylko w szkole.. Później jeszcze dochodzi nauka, te
wszystkie dzieciaki – skrzywiłem się.
- Damy radę. Zawsze możemy pouczyć się razem -
powiedziałem, całując go w policzek. To tylko trzy miesiące.
Uśmiechnąłem się, ponownie
przeczesując włosy. Położyłem głowę na jego ramieniu i zamknąłem oczy.
- Moje kochanie - szepnąłem, przytulając go mocniej. Tak
bardzo go kochałem... Mógłbym spędzić z nim resztę swojego życia.
- Twoje, tylko Twoje – zaśmiałem
się. – A ty jesteś tylko mój. Mój własny kotek – szepnąłem mu do ucha,
uśmiechając się.
Zamruczałem, znowu czując jego dłoń w moich włosach.
Uwielbiałem to uczucie.
Wplotłem palce w jego włosy,
przeczesując je. Kochałem się nimi bawić. Były takie przydługie i miękkie.
Mruczałem dalej. Może faktycznie zachowywałem się jak
kot.
- Kochasz swojego kotka? - spytałem. Lubiłem, gdy mi to
mówił.
- Kocham mojego kotka –
uśmiechnąłem się. – Mam własnego kotka – pocałowałem go w policzek i ponownie
wtuliłem się w niego.
Chyba naprawdę powinienem doczepić sobie te kocie uszy i
ogon. Dla niego mogłem być kotkiem. Podobało mi się to. Lubiłem, gdy tak na
mnie mówił. Przytuliłem go mocniej.
- Dobra, kocie.. Ale co za dużo
to nie zdrowo – zaśmiałem się. – Trzeba wstawać, bo zaraz będzie śniadanie –
powiedziałem. Chciałem wstać, ale mocno mnie trzymał.
- Nie! - zaprotestowałem, nadymając policzki. Teraz to ja
zachowywałem się jak dziecko. Chciałem jeszcze tupnąć nogą, ale nie za bardzo
miałem jak.
- Hm... Czyli jeśli dobrze
rozumiem to mam nie jeść, tak? Znowu mam mieć głodówki? – spytałem, unosząc
brwi.
Westchnąłem cicho i ze smutna miną, puściłem go.
- To ja się idę przebrać - mruknąłem. Zanim jednak
wyszedłem, pocałowałem go w usta.
Uśmiechnąłem się i podszedłem do
szafy. Wyciągnąłem z niej czarne rurki oraz czarno-szarą koszulę w kratę.
Wziąłem jeszcze czystą bieliznę i zniknąłem w łazience.
Wykąpałem się i ubrałem czyste ubrania. Ułożyłem włosy,
bo były w kompletnym nieładzie, po czym z powrotem poszedłem do chłopaka.
Wziąłem szybki prysznic (czyt.
baaaaaaardzo długi), po czym wyszedłem z łazienki w samych bokserkach. W tym
momencie drzwi się otworzyły i wszedł Yeol. Czułem, że palą mnie policzki.
Spojrzałem na niego, uśmiechając się szeroko. Był taki
piękny. Nie mogłem się na niego napatrzeć.
Podszedłem do łóżka i obróciłem
się do niego tyłem. Założyłem koszulę, szybko zapinając guziki. Podwinąłem
rękawy do łokci, a następnie zacząłem ubierać spodnie.
Zaśmiałem się, podchodząc do niego. Przytuliłem go od tyłu,
nachylając się nad jego uchem.
- Boże, jaki Ty śliczny jesteś.
- Nie mów takich rzeczy –
syknąłem, rumieniąc się jeszcze mocniej. Zapiąłem guzik oraz rozporek.
- A dlaczego mam mnie mówić? - spytałem smutno. To było
normalne. Przecież on był piękny, a ja chciałem, by wiedział, że tak myślę.
- Bo mnie to krępuje – szepnąłem
i zasłoniłem twarz dłońmi. Czułem, że moje policzki palą... Jak on mnie
zawstydzał.
- Dobrze, już nie będę. Przepraszam... - mruknąłem cicho.
Dlaczego nie mogłem? Przecież to było oczywiste, że będę tak mówił.
Odwróciłem się do niego.
Stanąłem na palcach i wtuliłem się w niego, zarzucając mu ręce na kark.
- Ech... No dobrze, możesz tak
mówić – wywróciłem oczami. Nie chciałem żeby się smucił.
Uśmiechnąłem się delikatnie, przytulając go mocniej.
- Kocham Cię... Bardzo mocno, Cię kocham - szepnąłem mu
do ucha.
- Ja Ciebie też – wymruczałem i
pocałowałem go w szyję. Chciałem w policzek, ale nie pozwolił mi się odsunąć.
Zaśmiałem się.
Zamruczałem, czując jego usta na mojej szyi. Przez moje
ciało przebiegł przyjemny dreszcz.
Uśmiechnąłem się. Delikatnie
oraz niepewnie zrobiłem mu malinkę. Miałem nadzieję, że nie nakrzyczy na mnie za
to. Niektórzy tego nie lubili.
Czułem, jak zasysa się na mojej skórze. Czyżby zrobił
malinkę? Uśmiechnąłem się szeroko. Nie wiedziałem, że stać go na to.
- Moje maleństwo - szepnąłem.
- Teraz każdy wie, że jesteś mój
– zaśmiałem się. – Ale musimy iść. Chyba zrobiłem się głodny – uśmiechnąłem
się. Miałem nadzieję, że tam wszystko będzie takie proste jak tutaj.
- Oczywiście, że tylko Twój, kochanie - powiedziałem,
odsuwając się od niego. Złapałem go za rękę, splatając razem nasze palce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz