niedziela, 20 września 2015

Bo miłość jest wtedy, gdy kogoś się lubi ... za bardzo. BaekYeol, 10

Witam.
Tak, spóźniłam się z rozdziałem całkiem sporo, ale chyba nikogo to nie obeszło, więc średnio mam wyrzuty sumienia.
Nie dodałam tydzień temu oraz teraz w piątek, bo po prostu nie mam czasu. Nie mam siły. Nie mam natchnienia. Nie mam nic. Z Diru już opowiadań nie piszę, nie mam pojęcia czemu to się tak potoczyło. Wstawię to, co mam, a potem będę wstawiać chyba to, co sama napiszę. Idzie mi pisanie samemu coraz lepiej, teraz dopiero widzę jak mi tego brakowało. Ale tęsknię za tą nieprzewidywalnością drugiej osoby, za tym, że nigdy nie wiem co ta druga osoba napisze. Ahh. Także w skrócie: czuję się okropnie, jak gówno.
Zapraszam. Postaram się dodać następny rozdział w piątek. Albo w sobotę.


79



Baekhyun 
Chanyeol



Zamruczałem, opierając się na przedramionach. Prawie na nim leżałem, ale jak widać nie przeszkadzało mu to.

Po chwili odsunąłem się od niego, patrząc w jego piękne oczy. Mógłbym się w nich zgubić.

Mógłbym się założyć, że byłem cały czerwony. Jednak cieszyłem się z tego, że wyszło tak, a nie inaczej. W końcu miałem kogoś, kogo kochałem ponad wszystko.

- Kocham Cię, aniołku najdroższy - powiedziałem, jeszcze raz krótko muskając jego usta. Przytuliłem się do niego, zamykając oczy.

- Ja Ciebie też kocham – uśmiechnąłem się, wtulając w niego. Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł ten blondyn. Spojrzałem na niego.

Nie widziałem, kto wszedł. Jakoś mnie to nie ciekawiło. Byłem zajęty wdychaniem jego pięknego zapachu.

- Jak tam z kostką? – spytał i usiadł na ziemi koło łóżka. Nie rozumiałem dlaczego tak nagle zaczął się nami interesować.

- Nastawiona - mruknąłem, krzywiąc się. Znowu zaczęła boleć, gdy tylko o niej pomyślałem. A już zdążyłem zapomnieć o bólu.

- Muszę do łazienki – mruknąłem mu do ucha. Gdy mnie puścił, wstałem i poszedłem do w/w pomieszczenia.

Przytuliłem się do poduszki, patrząc na Sehun' a. Nadal mu nie ufałem, jednak nic nie mówiłem. Westchnąłem, ponownie się krzywiąc, bo przez przypadek poruszyłem kostką.

Było mi niedobrze, ale nic przy nim nie chciałem mówić. Nie chciałem go martwić. Już i tak bolała go ta kostka...

Rozmawialiśmy chwilę, po czym wyszedł. Zamknąłem oczy. Znowu mnie znużyło. Usnąłem.

Ponownie zawisnąłem nad ubikacją, zwracając śniadanie. Skrzywiłem się i spuściłem wodę. Przepłukałem usta. To po co ja jem skoro i tak później wymiotuję?! Wróciłem do pokoju.

Nic mi się nie śniło. Wtuliłem się w poduszkę. Czułem na niej zapach ukochanego. Uśmiechnąłem się delikatnie

Usiadłem na łóżku i spojrzałem przed siebie. Chciałbym żeby te wszystkie choroby poszły w pizdu.

Długo jednak nie spałem, bo obudziłem się po kilkunastu minutach. Otworzyłem oczy, patrząc na chłopaka. Podniosłem się, objąłem go w pasie i położyłem się z powrotem, ciągnąc go za sobą.

Z zamyśleń „wybudziłem się”, gdy poczułem, że leżę na czymś miękkim. Raczej powinienem powiedzieć na kimś. Spojrzałem na niego.

Uśmiechnąłem się, po czym pocałowałem go w policzek. Wtuliłem się w niego, ponownie zamykając oczy. Uwielbiałem go przytulać.

Zastanawiałem się nad tym, ile teraz zobaczę cyferek na wadze. Nie lubiłem tego, to zawsze mnie dołowało. Bo na chuja mnie ważyli?!

- Co jest, kochanie? Jesteś jakiś niespokojny - mruknąłem, przytulając się do niego mocno.

- Hm? Nic, nic. Wszystko w porządku – uśmiechnąłem się i wtuliłem w niego. – Nie tak mocno, żebra mnie bolą – szepnąłem, gdy ścisnął mnie mocniej.

- Przepraszam - powiedziałem cicho, poluźniając uścisk. Widziałem, że coś było nie tak, ale nic już nie mówiłem.

- Nie przeszkadza Ci, że na Tobie leżę? – spytałem. Byłem ciężki... Bardzo ciężki. A jeśli mu to przeszkadzało to przecież mogę zejść.

- Nie. Jesteś leciutki jak piórko - powiedziałem. Zastanawiało mnie, ile on ważył. Czterdzieści? Maksymalnie czterdzieści pięć.

- Leciutki? – spytałem z niedowierzaniem. No chyba sobie kpi ze mnie... Może nie będzie chciała mnie ważyć... Nienawidziłem tego.

- Tak, kochanie. Nosiłem Cię wiele razy i wiem, że jesteś bardzo leciutki - powiedziałem, uśmiechając się.

Pokręciłem zrezygnowany głową. Ja? Leciutki? No chyba nie... Z jednej strony byłem ciekawy ile teraz ważyłem, ale z drugiej nie chciałem wiedzieć.

- No nie rób takiej miny. Chyba lepiej wiem, czy jesteś lekki, czy nie - powiedziałem, wzdychając. On niby był ciężki. Tak, jasne.

Wywróciłem oczami, ale nic nie powiedziałem. Miałem nadzieję, że do tego przesłuchania z jego kostką będzie już lepiej.

- Wiesz... Chyba nici z przesłuchania - mruknąłem cicho. Naprawdę chciałem na nie iść. Ale nie będę przecież tańczył ze skręconą kostką.

- Hm.. A nie możesz najpierw zaśpiewać, a zatańczyć kiedy indziej? Może zrozumieją? – mruknąłem. Bardzo chciałem żeby spełnił swoje marzenie.

- Nie można tak... Najpierw im śpiewasz, a potem od razu taniec - szepnąłem. Byłem zły na siebie. Mogłem uważać.

- Przykro mi, kochanie – mruknąłem. – A nie ma innego terminu tego przesłuchania? Może organizują parę?

- Jeden na rok - wymamrotałem. Chciałem tam pójść w tym roku. Nie chciałem czekać kolejnego. To by było za długo.

- Jesteś pewny? Może jest inny termin? – spytałem ponownie. Wydawało mi się, że gdzieś widziałem plakat i były dwa terminy...

- Nie. W tym roku robią jeden, bo w zeszłym był mało osób, więc robią jeden - szepnąłem. W duchu nadal się łudziłem, że jednak uda mi się tam pójść.

- Może jakoś się ułoży do tego czasu – powiedziałem. Miałem nadzieję, że pójdzie tam i wszystko będzie dobrze.

- Mam nadzieję - mruknąłem cicho, wtulając twarz w jego szyję. Teraz, kiedy nabrałem w końcu odwagi, by tam pójść, nie miałem takiej możliwości.

Wtuliłem się w niego i ponownie wziąłem Kostkę Rubika. Obejrzałem ją jeszcze raz, po czym zacząłem układać. Chciałem zapomnieć o mdłościach i o tym, że będą mnie ważyć.

Straciłem humor. Byłem przybity tym przesłuchaniem. Nawet gdybym poszedł, przez tę kostkę pewnie i tak zawalę.

Widziałem, że był smutny, ale nie wiedziałem co mam mówić. Dlatego wolałem milczeć. Miałem nadzieję, że nie był zły, że się nie odzywałem.

Zamknąłem oczy. Myślałem o moim przyjacielu z gimnazjum. Pamiętam, jak obaj obiecaliśmy sobie, że pójdziemy na przesłuchanie. Westchnąłem.

- Kochanie nie smuć się – szepnąłem, gdy w końcu ułożyłem. Odłożyłem ją na bok i mocno przytuliłem do chłopaka.

Wtuliłem się w niego.
- Nie potrafię. Już w gimnazjum przysiągłem sobie, że pójdę. A teraz, kiedy mam na to szansę, nie mogę pójść przez tę pieprzoną kostkę.

- Pójdziesz, kocie – szepnąłem. – Pójdziesz i się dostaniesz. Nawet nie waż się myśleć inaczej – uśmiechnąłem się. Wierzyłem w niego. Wyzdrowieje i pójdzie tam.

- Nawet nie mam teraz jak poćwiczyć układu. Nie ma Luhan’ a, więc nie mam z kim. Wymyśliliśmy go razem. Poza tym... kostka - westchnąłem zrezygnowany.

Nie chciałem pokazywać tego, że mam wyrzuty sumienia. Ponownie zrobiło mi się niedobrze. Ale z czego do cholery?! Przecież nic takiego nie jadłem...

Byłem ciekawy, czy Luhan ma nadal ten sam numer, jak przed kilkoma laty. Musiałbym później do niego zadzwonić.

Westchnąłem cicho i zamknąłem oczy. Starałem zająć myśli czymkolwiek tylko nie tym, że mi niedobrze.

Westchnąłem. Cały czas mnie to dręczyło.
- Baekie... Pomógłbyś mi dojść do łazienki? - spytałem, patrząc na jego twarz.

- Tak – mruknąłem po chwili. Usiadłem na łóżku i spojrzałem przed siebie. Niedobrze mi.. Cholera! Dlaczego o tym myślę?!

Podniosłem się do siadu, spuszczając nogi na podłogę. Powoli wstałem na jedną nogę, drugą trzymając w powietrzu.

Objąłem go w pasie, a drugą jego rękę zarzuciłem sobie na szyję. Powoli zaczęliśmy iść w stronę łazienki.

Na jednej nodze pokuśtykałem w kierunku łazienki. Noga strasznie bolała. Syknąłem, gdy przez przypadek uderzyłem się w nią o futrynę.

- Uważaj, kochanie – szepnąłem i wszedłem do w/w pomieszczenia. Nie wiedziałem czy mam wyjść, czy zostać z nim.

Powoli zacząłem zdejmować koszulkę. Musiałem się wykąpać, bo spociłem się trochę przez to leżenie pod kołdrą.
- Mam prośbę. Skoczyłbyś do mnie do pokoju po koszulkę i dresy? - spytałem, patrząc na niego błagalnie.

- Yhym – mruknąłem. Czułem, że pieką mnie policzki. Był taki śliczny... Szybko wziąłem od niego klucz i skierowałem się do jego pokoju.

Uśmiechnąłem się na widok jego rumieńców. Jakimś cudem zdjąłem spodnie i bokserki, po czym wlazłem do kabiny. Puściłem ciepłą wodę, zaczynając się myć.

Wziąłem czarne dresy oraz szarą koszulkę. Wziąłem jeszcze czystą bieliznę, po czym wyszedłem z pomieszczenia. Wszedłem do siebie do pokoju, a następnie do łazienki. Jednak to nie był dobry pomysł...
- Przepraszam! – pisnąłem, zostawiłem jego rzeczy i wyszedłem z pomieszczenia.

Byłem już umyty. Właśnie miałem owinąć się ręcznikiem, gdy do łazienki wszedł Baekhyun. Szybko jednak wyszedł. Jednak chyba mu się nie dziwiłem. W końcu stałem całkiem nagi na środku łazienki.

Siedziałem na łóżku i chowałem twarz w dłoniach. Czułem, że moje policzki pieką.. O Jezusie... Co ja właśnie widziałem?!

Powoli się ubrałem, po czym jakoś wróciłem do pokoju. Siedział na łóżku. Usiadłem obok niego i objąłem go ramieniem.
- Kochanie, co jest?

- J-ja... N-nic – wyjąkałem zażenowany. Spojrzałem na niego, ale zaraz potem znowu zasłoniłem twarz.

- Skarbie, to przecież nic strasznego - zaśmiałem się. Przytuliłem go do siebie, całując go w głowę.

- Przepraszam – szepnąłem, chowając twarz w jego torsie. Ale z drugiej strony podobał mi się ten widok...

- Nie przepraszaj, kochanie. Nic się nie stało - powiedziałem, uśmiechając się. W sumie podobała mi się ta sytuacja. Ciekawe co by było, gdyby nie wyszedł.

Spojrzałem na niego niepewnie. Wciąż czułem, że moje policzki pieką. Byłem zażenowany tamtą sytuacją.

- Jesteś taki uroczy - szepnąłem, dotykając dłonią jego czerwonego policzka. Wyglądał słodko taki zarumieniony.

- A-ale... To nie moja wina, że masz ... – zamilknąłem, spuszczając głowę. Ponownie schowałem twarz w jego torsie.

- Hm? - mruknąłem. Coś chciał powiedzieć, ale chyba się wstydził. - No powiedz, nie wstydź się.

- Nie ważne – wymamrotałem zażenowany. Wtuliłem się w niego mocniej, ale nic więcej nie powiedziałem.

- O nie, nie, nie. Tak się nie bawimy. Skoro zacząłeś, to dokończ - powiedziałem rozbawiony.

- Nie dokończę – burknąłem. Bo co niby miałem powiedzieć?! To był zbyt wstydliwy temat jak dla mnie.

- No ej no! - oburzyłem się. Dlaczego nie chciał? Teraz będę się zastanawiał, co chciał powiedzieć.

- Też Cię kocham – zaśmiałem się. Wtuliłem twarz w jego szyję. Po chwili delikatnie zrobiłem mu kolejną malinkę.

Zamruczałem, czując, że robi mi malinkę. Jeszcze trochę, a całego mnie oznaczy. Hm.. Ale podobała mi się taka opcja.

Ponownie się zaśmiałem i wtuliłem w niego mocniej. Wciąż byłem skrępowany tamtą sytuacją, ale nic nie mówiłem.

Pocałowałem go ucho, dmuchając w nie delikatnie. Zaśmiałem się, gdy zadrżał. Przytuliłem go mocno.
- Kocham Cię.

Czułem jego oddech na szyi, karku oraz uchu. Zadrżałem.
- Ja Ciebie też kocham – wyszeptałem mu do ucha i zacząłem bawić się jego włosami.

Ponownie zamruczałem.
- Mmm...Uwielbiam to - wymruczałem, przymykając oczy. To było takie zajebiste uczucie.

- Ale co? – spytałem cicho. Położyłem się na łóżku i przyciągnąłem go tak, że leżał na mnie. Uważałem jednocześnie żeby nie poruszyć jego kostki.

- To, jak bawisz się moimi włosami. Uwielbiam too... - powiedziałem rozmarzonym głosem, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.

- A ja uwielbiam gdy na mnie leżysz – szepnąłem. Pomimo tego, że robił to bardzo, bardzo rzadko to uwielbiałem to uczucie.

- Lubisz? - zaśmiałem się. - To będę to robił częściej - powiedziałem, rozkoszując się jego dotykiem. Kochałem to.

Może to było dziwne, ale gdy leżał na mnie to czułem się tak bezpiecznie... Jakby jego ciało było odgrodzeniem od wszystkich problemów. Uśmiechnąłem się, wciąż przeczesując jego włosy.

Nic nie mówiliśmy, po prostu leżeliśmy. Wsłuchiwałem się w spokojne bicie jego serca. To była muzyka dla moich uszu. Mógłbym słuchać tego codziennie.

Byłem szczęśliwy przy nim. Bałem się, że jeśli wrócimy i nie będę go widzieć to znowu popadnę w stany depresyjne. Nienawidziłem tego.

- Misiek... Obiecasz mi coś? - spytałem, nadal mając zamknięte oczy. Chciałem to wiedzieć.

- Zależy co – szepnąłem. Otworzyłem oczy. Cały czas przeczesywałem jego włosy. Uwielbiałem je dotykać, były takie miękkie.

- Nie zostawisz mnie nigdy, prawda? Bez względu na to, co się między nami wydarzy... - szepnąłem, wtulając się w niego mocniej. Gdyby odszedł, nie przeżyłbym tego.

- Nie zostawię Cię. Bez Ciebie zwariuję do końca – szepnąłem ledwo dosłyszalnie. Gdyby go zabrakło to nie wiem co bym zrobił.

Uśmiechnąłem się na te słowa.
- Cieszę się - szepnąłem. Byłem cholernie szczęśliwy.

- Kocham Cię – powiedziałem pewnie. Byłem już tego pewny, na sto procent. Teraz nie wyobrażałem sobie życia bez niego.

- Ja Ciebie też kocham, aniołku - mruknąłem z uśmiechem. Cieszyłem się, że był ze mną. Że pomimo zachowania moich kolegów, nie odszedł... że dał mi szansę.

Przeleżeliśmy tak cały dzień. Jakoś nie chciało mi się jeść, więc nie poszedłem na posiłki. Yeol również nic nie mówił, że jest głodny.

- Baekieee... Poukładajmy puzelki - poprosiłem. Miałem ochotę powtórzyć tamten wieczór. Chciałem poprawić sobie humor.

- Dobrze, kocie – zaśmiałem się. – Ale musisz ze mnie zejść – uśmiechnąłem się, gdy nie ruszył się nawet o milimetr.

Powoli podniosłem się do siadu. Uśmiechnąłem się. Wziąłem poduszkę i powoli poszedłem na podłogę. Usiadłem, poduszkę podkładając pod kostkę.

Usiadłem obok niego i wtuliłem się w jego ramię. Jednak niewygodnie mi się tak siedziało.
- Chyba się przebiorę – mruknąłem i wstałem. Podszedłem do szafki, wyciągając dresy.

Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Siedziałem na tej podłodze, obserwując każdy jego ruch. Był taki piękny.

Powoli ściągnąłem spodnie i ubrałem dresy. Czułem na sobie jego palące spojrzenie..
- Co tak patrzysz? – spytałem cicho, odpinając guziki w koszuli.

- Jesteś taki śliczny - powiedziałem, cały czas na niego patrząc. W dodatku tak seksownie się poruszał.

- Ciekawe gdzie.. Jestem gruby – burknąłem. Odpiąłem wszystkie guziki i zarumieniłem się. Dlaczego on tak patrzył?! Pewnie podziwiał moje sadło... Szybko przebrałem koszulkę.

Z trudem wstałem, podchodząc do niego. Objąłem go w pasie, przyciągając do siebie.
- Dla mnie jesteś idealny w każdym calu - powiedziałem, nachylając się i całując go w usta.

- Nie powinieneś wstawać – wymamrotałem w jego wargi, jednak po chwili oddałem pocałunek i zarzuciłem mu ręce na kark. Nie powinien się tyle ruszać, przecież lekarz mu zabronił!

Zamknąłem oczy, delikatnie go całując. Byłem ciekaw, czy tym razem też mi pozwoli. Po chwili przejechałem językiem po jego dolnej wardze. Nie oczekiwałem, że mi pozwoli. Jeżeli nie, to zrozumiem.

Czułem, że uginają się pode mną nogi, więc objąłem go mocniej. Oczywiście pozwoliłem mu na to, żeby pogłębił pocałunek. Poprzednim razem był delikatny. Miałem nadzieję, że tym razem będzie tak samo.

Uśmiechnąłem się, delikatnie pogłębiając pocałunek. Tym razem również nie robiłem nic gwałtownie. Pocałunek miał być czuły i delikatny. Taki też był... Cieszyłem się, że mi pozwolił. To był dla mnie sygnał, że mi ufa.

Wplotłem palce jednej ręki w jego włosy, przeczesując je. Uwielbiałem smak jego ust... Były jak takie słodkie maliny.

Zamruczałem, gdy znowu zaczął bawić się moimi włosami. Po chwili zacząłem się cofać, aż w końcu usiadłem na łóżku, jego sadzając sobie na kolanach.

Drugą rękę przeniosłem na jego policzek, gładząc go. Usiadłem na nim okrakiem i przysunąłem się do niego.

Przytrzymałem go, by nie spadł, nadal go całując. Mógłbym to robić wiecznie. Jego usta były cudowne.


Objąłem go ramionami za szyję, wciąż całując. Miałem ochotę nigdy się od niego nie odsuwać. Mógłbym tak siedzieć do końca mojego życia.

1 komentarz:

  1. No to nie przestawaj! A ty tam siedź!
    *KRZYCZY DO EKRANU*
    //Yūko-san

    OdpowiedzUsuń