piątek, 25 września 2015

Bo miłość jest wtedy, gdy kogoś się lubi ... za bardzo. BaekYeol, 11

Witam.
Zapraszam was na kolejny rozdział tego opowiadania. Jeszcze trochę do końca tego opowiadania zostało, 100 stron dokładniej. Równe 100. Czyli tak mniej więcej 11/12 rozdziałów do końca tego opowiadania.


87



Chanyeol
Baekhyun




W życiu bym nie pomyślał, że będę miał tak wspaniałego chłopaka. Miałem nadzieję, że nigdy nic nas nie rozdzieli. Po chwili odsunąłem się od niego, łapiąc oddech.

Oparłem swoje czoło o jego, patrząc mu w oczy. Uśmiechnąłem się i trąciłem jego nos własnym. Cieszyłem się, że wtedy do mnie zagadał.

Uśmiechnąłem się, po czym podniosłem głowę i pocałowałem go w czoło, nos, policzek, a na końcu ponownie w usta. Mógłbym się z nim całować wiecznie.

Zaśmiałem się, odrywając na chwilę od jego ust. Jednak po chwili pocałowałem go, tym razem bardziej namiętnie. Musiałem się nim nacieszyć teraz, bo później będę mieć mało czasu.

Otworzyłem szerzej oczy, gdy to on mnie pocałował i to on pogłębił pocałunek. Oczywiście go odwzajemniłem, po chwili przejmując dominację. Nie spodziewałem się namiętnego pocałunku.

Uśmiechnąłem się, gdy przejął kontrolę nad pocałunkiem. Ponownie wplotłem palce w jego włosy i zacząłem je przeczesywać.

Zamruczałem. Jego usta i język doprowadzały mnie do szaleństwa. Były wspaniałe... Położyłem się na plecach, od razu przekręcając się tak, że zawisnąłem nad nim.

Uśmiechnąłem się, gdy położył się na mnie. Uwielbiałem to. Niepewnie zjechałem dłońmi na jego plecy, gładząc je.

Przejechałem dłonią po jego boku, zatrzymując ją na jego biodrze. Miałem ochotę na coś więcej, jednak nie chciałem naciskać. Nie wiedziałem, czy był gotowy.

Otworzyłem oczy, patrząc uważnie na jego twarz. Nie to żeby mi się nie podobało, ale ... on oczekiwał więcej? Nie byłem gotowy na coś innego niż pocałunki.

Poczułem, jak się spiął. Oderwałem się od niego.
- Coś nie tak, kochanie? - spytałem, patrząc na niego.

- Oczekujesz czegoś więcej? – spytałem cicho, rumieniąc się mocno. Bałem się powiedzieć, że nie jestem gotowy.. Nie chciałem by był zły czy krzyczał na mnie.

- Kochanie, jeżeli nie chcesz, to ja rozumiem - powiedziałem, uśmiechając się do niego. Rozumiałem, że nie był gotowy. Dla niego jestem w stanie czekać tyle, ile będzie trzeba.

- Przepraszam – szepnąłem, nerwowo bawiąc się jego koszulką na plecach. Unikałem jego wzroku. Bałem się zobaczyć w jego oczach niektóre emocje.

- Za co Ty mnie przepraszasz? - roześmiałem się. Przecież nie byłem na niego zły. Kochałem go ponad życie, więc jeżeli nie był gotowy, to ja to szanowałem.

- Nie jestem gotowy na coś więcej – wymamrotałem zażenowany. Czułem, że moje policzki palą. Zagryzłem wargę.

Zaśmiałem się.
- I ja to rozumiem i szanuję - powiedziałem, uśmiechając się do niego ciepło. Pocałowałem go krótko w usta, schodząc z niego. - Chodź, poukładamy te puzelki - mruknąłem z powrotem siadając na podłodze.

Leżałem tak parę minut żeby się uspokoić. Wstałem i usiadłem obok niego, przytulając się do jego boku.

Objąłem go ramieniem, całując w głowę. Po chwili zaczęliśmy układać. Nie minęło pięć minut, a mnie już bolał brzuch od śmiechu. Było tak samo, jak poprzednio.

- Kochanie! Bo puzla połamiesz – zaśmiałem się, widząc, że próbuje włożyć go tam, gdzie nie pasuje. Wtuliłem się w niego mocniej.

Nie mogłem przestać się śmiać. Chyba polubię układanie puzzli. Znowu poprawiło mi to humor.

- Daj mi to – wywróciłem oczami. Ułożyłem go tak, jak miał być. Znowu zaczął boleć mnie brzuch od śmiania.

Zapomniałem o bólu kostki, myślałem o bólu brzucha. Teraz naśmiałem się jeszcze bardziej, niż poprzednim razem.

Siedzieliśmy tak prawie do północy. Później położyliśmy się do łóżka. Leżeliśmy na przeciwko siebie i patrzyliśmy sobie w oczy. Mógłbym tak leżeć godzinami.

- Kocham Cię - szepnąłem, głaskając go po policzku. Dziwiło mnie to, że żaden nauczyciel nie miał nic przeciwko, że śpimy w jednym łóżku. Jednak mi to odpowiadało. Przysunąłem się bliżej.

- Ja Ciebie też – szepnąłem. Trąciłem jego nos własnym i uśmiechnąłem się. Podniosłem rękę, gładząc palcami jego policzek.

Uśmiechnąłem się, muskając jego usta własnymi. Całowaliśmy się krótko. Po tym przytuliłem go do siebie, zamykając oczy.

Wtuliłem twarz w jego tors i zacisnąłem dłonie na jego koszulce. Biło od niego takie przyjemne ciepło. Czułem się bezpieczny.

- Dobranoc, aniołku - cmoknąłem go w czoło, przytulając mocniej. - Śpij dobrze - szepnąłem.

- Słodkich snów – szepnąłem, wtulając się w niego mocniej. Jakoś nie mogłem zasnąć. Nigdy nie usypiałem od razu.

Po paru minutach usnąłem. Tym razem również nic mi się nie śniło. Sen miałem spokojny, bo Baekie był przy mnie.

Nie spałem pół nocy, jakoś nie mogłem zasnąć. Dopiero przed trzecią zamknąłem oczy i zasnąłem.

Długo nie spałem. Obudziłem się o piątej. Baekhyun spał. Wyślizgnąłem się z jego objęć, po czym ubrałem buty i wyszedłem z pokoju. Ogarnąłem się w swoim pokoju, po czym wylazłem do ogrodu. Tam nazrywałem kwiatów, układając je w bukiecik, który przyozdobiłem wstążką. Nie wiem, skąd ją miałem. Wróciłem do pokoju chłopaka. Nadal spał. Położyłem bukiet na poduszce obok niego. Dołożyłem karteczkę z napisem „Kocham Cię”, po czym poszedłem do swojego pokoju.

Obudziłem się, gdy przestałem czuć moje ciepełko. Podniosłem się do siadu i rozejrzałem się po pokoju. Uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem kwiatki i kartkę. Zaśmiałem się, kładąc na plecach.

Spakowałem walizkę, po czym poszedłem na balkon. Przypomniał mi się wieczór, w którym siedzieliśmy tutaj, oglądając gwiazdy. Uśmiechnąłem się do siebie.

Po paru minutach wstałem i poszedłem do łazienki żeby się wykąpać. W końcu dzisiaj był nasz ostatni dzień pobytu tutaj.. Ciekawe co będziemy robić.

Wróciłem do pokoju, po czym sięgnąłem po telefon. Wybrałem numer Luhan' a. Sygnał był więc...
~ Halo? - usłyszałem w słuchawce. Czy to naprawdę był on?

Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Wszystko robiłem bardzo powoli. A zresztą nigdzie mi się nie śpieszyło.

- Lulu? - spytałem cicho. Miałem nadzieję, że to był on. Rozpozna mnie?
~ Yeol? - spytał zdziwiony. Czyli jednak mnie pamiętał.

Westchnąłem, biorąc do ręki szampon. Przydałoby się umyć włosy... Nienawidziłem tego. Nie wiedziałem dlaczego, tak po prostu.

~ Tak się cieszę, że zadzwoniłeś! Już myślałem, że o mnie zapomniałeś - powiedział radosnym głosem. Boże, jak ja się cieszyłem, że wreszcie z nim porozmawiam.

Szybko umyłem włosy i wyszedłem spod prysznica. Owinąłem jednym ręcznikiem biodra, a drugim zacząłem wycierać włosy.

Rozmawiałem z nim dobre czterdzieści minut. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Jedna wiadomość ucieszyła mnie najbardziej. Przeprowadza się z powrotem do Seul' u. Cieszyłem się jak małe dziecko.

Gdy wysuszyłem włosy ręcznikiem, sięgnąłem po suszarkę. Suszyłem je dobre pół godziny. Później ubrałem czyste bokserki i poszedłem do pokoju żeby się ubrać.

Po skończonej rozmowie, wyszedłem z pokoju, zamykając drzwi. Poszedłem do pokoju chłopaka. Zapukałem, jednak gdy nie usłyszałem odpowiedzi, wszedłem do środka. Podszedłem do chłopaka, przytulając go od tyłu.
- Dzień dobry, skarbie.

Podskoczyłem wystraszony. Chyba byłem zbyt zajęty żeby słyszeć, że ktoś wchodzi do pokoju. Po chwili zarumieniłem się dość obficie, bo wciąż byłem w samych bokserkach.
- Dzień dobry – wymamrotałem zażenowany.

- Śliczny mój - wyszeptałem mu do ucha, gdy spostrzegłem, że jest prawie nagi. Pocałowałem go w ramię, a potem w szyję, robiąc mu na niej malinkę.

Przeszedł mi dreszcz po plecach gdy poczułem jego usta na mojej skórze. Zamruczałem, odchylając głowę do tyłu. Jakoś nie specjalnie mi to przeszkadzało..

Złożyłem jeszcze kilka pocałunków na jego karku, po czym zrobiłem mu drugą malinkę.
- Jak się spało? - wymruczałem mu do ucha, po czym pocałowałem go za nim.

- Dobrze – szepnąłem. – Ale lepiej by było gdybyś był obok rano – mruknąłem. Powstrzymałem się od jęknięcia. On mnie prowokował...

- Przepraszam, kochanie, naprawię ten błąd - powiedziałem, obracając go do siebie przodem. Nachyliłem się, całując go w usta.

Zamruczałem, opierając się o szafę. Zarzuciłem mu ręce na kark i przysunąłem go bliżej. Pozwoliłem mu na pogłębienie pocałunku.

Pogłębiłem pocałunek. Nadal był bardzo delikatny. Rozpływałem się pod dotykiem jego ust. Były takie słodkie i miękkie.

Przysunąłem go jeszcze bliżej i zacisnąłem dłonie na jego koszulce z tyłu. Uwielbiałem się z nim całować. Nie wiem czego na początku się bałem.

Zacząłem gładzić go po plecach, bawiąc się jego językiem. Boże, oszaleję przez te jego usta.

Czułem, że zaczyna całować mnie bardziej namiętnie. Nie przeszkadzało mi to. Jednak po chwili musiałem się odsunąć od niego żeby złapać trochę powietrza.

Również musiałem nabrać trochę powietrza. Uśmiechnąłem się do niego. Był taki piękny. A te jego ślepka... Bajka.

Czułem, że palą mnie policzki. W końcu wciąż byłem prawie nagi, prawda? A on miał ubrania. To było nie fair.

Nagle poczułem na swoich plecach coś zimnego. To były dłonie. Uśmiechnąłem się szerzej, po czym ponownie przywarłem do jego ust, od razu całując go namiętnie.

Oddałem namiętny pocałunek. Delikatnie gładziłem jego plecy. Chyba mogłem sobie podotykać, prawda? Wiedział, że nie byłem gotowy na nic innego, a ja wiedziałem, że nie będzie naciskać na mnie.

Jego dotyk był taki przyjemny. Miał bardzo delikatne dłonie. Czułem, jak sunie nimi wyżej, jednocześnie podwijając moją koszulkę.

Po chwili zjechałem dłońmi na jego boki, a następnie na brzuch. On był taki chudy i umięśniony... Też tak chciałem. No, ale ja oczywiście musiałem być gruby.

Nagle zrobiło mi się cholernie gorąco. Czułem, jak serce mi przyspiesza, a po plecach przechodzi dreszcz podniecenia. Nawet nie zauważyłem, kiedy zostałem pozbawiony koszulki. Jednak długo nie nacieszyłem się jego bliskością, ponieważ do pokoju weszła jego wychowawczyni. Oderwałem się od niego, szukając mojej bluzki.

Szybko ubrałem czarne rurki i spojrzałem na zszokowaną kobietę, która stała w drzwiach.
- Coś się stało? – spytałem cicho. Byłem wkurwiony, że nam przerwała. Patrzyłem smutny na to, jak ubiera koszulkę.

Założyłem koszulkę, czując, że się rumienię.
- Chłopcy, co to miało znaczyć? - spytała, patrząc to na mnie, to na Baekhyun' a.

- A nie widać? – warknąłem. Miałem ochotę ją wyrzucić z pokoju i dokończyć to, co zaczęliśmy z Yeol’ em. Odwróciłem się do szafy i wyciągnąłem ciemno-zieloną bluzkę, po czym ją ubrałem.

- Dobrze wiecie, że romanse nie są mile widziane - powiedziała srogo. Miałem ochotę ją walnąć.
- Nie są? A jakoś pani i panu Morimoto to nie przeszkadza - mruknąłem. Oni to mogli się obściskiwać po kątach, a my nie?!

- Romanse? – powtórzyłem chłodno, unosząc brwi do góry. Teraz miałem ochotę wziąć ją za fraki i wyrzucić przez balkon. Niech się lepiej więcej nie odzywa...

- Pani to może się całować z moim wychowawcą, tak? - spytałem zirytowany, podchodząc do Baekhyun' a. Widziałem, że się zdenerwował. Przytuliłem go do siebie. Chciałem go uspokoić.

Patrzyłem na nią zmrużonymi oczami. Jak ona śmie nazywać mój związek z Yeol’ em ROMANSEM?! Dziwka...

Widziałem jej oburzoną twarz.
- Zaraz śniadanie - powiedziała, po czym wyszła, trzaskając drzwiami. Westchnąłem.

- Romans? – powtórzyłem wkurwiony. Miałem ochotę jej przypierdolić... Skoro nie wie to niech się nie odzywa!

- Cii... Nie denerwuj się, aniołku. Nie warto - powiedziałem, całując go w głowę.

- Przerwała mi dotykanie Cię – mruknąłem, robiąc smutną minę. Czułem gorąco na policzkach, ale jakoś nie bardzo mnie to interesowało.

- To dotykaj dalej - powiedziałem, uśmiechając się łobuzersko. Przysunąłem się do niego, znowu go całując.

Uśmiechnąłem się i ponownie oparłem o szafę. Wsunąłem mu ręce pod koszulkę, dotykając jego brzucha. Skoro chciał to dlaczego nie?

- Czekaj - mruknąłem, odsuwając się od niego. Zdjąłem koszulkę, rzucając ją na bok. Było mi gorąco. Ponownie go objąłem, wracając do pocałunku.

Zamruczałem, oddając pocałunek. Ponownie pozwoliłem mu na pogłębienie go. Delikatnie jeździłem dłońmi po jego brzuchu, torsie oraz bokach.

Czułem dreszcze na całym ciele. Miałem tylko nadzieję, że się nie podniecę. Wtedy byłby bardzo poważny problem.

Naparł na mnie bardziej. Uśmiechnąłem się delikatnie, zjeżdżając dłońmi na jego plecy. Uwielbiałem go dotykać...

Zamruczałem zadowolony. Mógłby mnie tak dotykać codziennie. Wsunąłem dłonie do tylnych kieszeni jego spodni. Miałem nadzieję, że mu to nie przeszkadzało.

Uśmiechnąłem się, gdy poczułem jego dłonie na moich pośladkach. Jedną rękę wplotłem w jego włosy, przeczesując je. Paznokciami drugiej przejechałem po jego plecach.

Gdy nie dał znaku sprzeciwu, ucieszyłem się. Zacząłem delikatnie masować jego pupę. Mógłbym wiecznie go dotykać.

Czułem dreszcz na plecach. To było takie miłe uczucie pozwalać na to, a jednocześnie wiedząc, że on nie oczekuje od Ciebie niczego więcej. Ponownie zacząłem gładzić jego tors.

Odsunąłem się od niego, gdy zabrakło mi tlenu. Nadal trzymałem dłonie na jego pośladkach, patrząc mu w oczy.
- Kocham Cię.

- Ja Ciebie też – wymruczałem mu do ucha i uszczypnąłem go w sutek. Miałem nadzieję, że nie przeszkadza mu to. Bo w końcu nie byłem gotowy na nic więcej, a go prowokowałem.

Zagryzłem wargę, by nie jęknąć.
- Nie prowokuj, skarbie - powiedziałem, przysuwając się do jego ucha. - Nie prowokuj - powtórzyłem, gryząc go delikatnie w małżowinę.

- Przepraszam – szepnąłem. Wiedziałem, że będzie mu to przeszkadzać. W końcu mówię jedno, a robię drugie. Zabrałem ręce z jego torsu i objąłem go w pasie.

- Kochanie, nie o to mi chodziło - zaśmiałem się. - Nie przeszkadza mi to - powiedziałem, całując go w policzek. - Lubię, gdy mnie dotykasz.

- Ale najpierw mówię jedno, a później robię zupełnie coś innego. Przepraszam – mruknąłem i wtuliłem twarz w jego ramię. Objąłem go mocniej.

- Skarbie, nie przepraszaj, bo mi smutno - powiedziałem, patrząc na jego twarz. Westchnąłem. O co chodziło?

Objąłem go za szyję i uśmiechnąłem się delikatnie. Oparłem swoje czoło o jego, patrząc mu w oczy. Miał je takie piękne.

- Idziemy na to śniadanie? W końcu cały dzień drogi przed nami - powiedziałem, wzdychając. Nienawidziłem takich długich podróży.

- Huh? A to już dzisiaj wracamy? – spytałem. A myślałem, że dzisiaj sobota... To już niedziela?!

- Tak, kochanie, dzisiaj wracamy - powiedziałem, uśmiechając się. No tak, pewnie nie był spakowany.

- Kurwa... Muszę się spakować – skrzywiłem się. Jednak nic z tym nie zrobiłem. Znowu zjechałem dłońmi na jego plecy. Mógłbym go dotykać cały czas.

Zaśmiałem się.
- Dobra, pakuj się. Później mnie podotykasz - powiedziałem rozbawiony. - Za dwie godziny wyjeżdżamy.

- Nie, bo ja chcę teraz – zaśmiałem się i pocałowałem go w ramię. Położyłem na nim policzek, uśmiechając się.

Wywróciłem oczami, ale ostatecznie nadal go przytulałem. Wyjąłem dłonie z jego kieszeni, po czym złapałem go pod pośladkami i podniosłem do góry. Był jak piórko.

Oplotłem go nogami w pasie i mocno przytuliłem. Wplotłem palce w jego włosy, bawiąc się nimi.
- Obmacujesz mnie – zaśmiałem się.

- Wcale nie - zaprzeczyłem. Dobra, może trochę... No ale co ja mogłem poradzić na to, że uwielbiałem go dotykać.

- A ja jestem zakonnicą – zaśmiałem się. Czułem jego ręce na pośladkach, ale nie przeszkadzało mi to.

Zakręciłem się wokół własnej osi, po czym znowu delikatnie musnąłem jego wargi swoimi.

Uśmiechnąłem się, oddając delikatny pocałunek. Przejechałem opuszkami palców po jego karku.

Pocałunek nie był długi. Po chwili odsunąłem się od niego.
- Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy, prawda? - spytałem poważnie.

- Teraz już wiem – uśmiechnąłem się. Znowu wplotłem palce w jego włosy. Cieszyłem się, że go miałem.

- Skarbie, ja nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie - powiedziałem, patrząc mu w oczy. Chciałem, żeby wiedział, co czuję. - Kocham Cię ponad życie - powiedziałem, a po moich policzkach popłynęły łzy. Czemu płakałem? To chyba ze szczęścia.

- Nie płacz, bo sam się popłaczę – szepnąłem. Czułem, że do oczu napływają mi łzy. – Ja Ciebie też kocham. Bardzo, bardzo mocno – mruknąłem, wycierając mu policzki.

Pociągnąłem nosem, po czym wtuliłem twarz w jego szyję. Łzy nie przestawały płynąć, jednak nic z tym nie robiłem. To były łzy szczęścia, więc niech sobie płyną.

- Kochanie... Nie płacz – szepnąłem łamiącym się głosem. Zaraz sam się rozpłaczę... Nie chciałem widzieć jego łez. Za dużo już tego widziałem żeby patrzeć na łzy ukochanej osoby.

- To ze szczęścia, aniołku. Cieszę się, że Cię mam - powiedziałem, siadając na łóżku. Moja kostka dawała o sobie znać. Chyba za bardzo ją przeciążyłem.

Usiadłem na nim okrakiem, wtulając twarz w jego szyję. Sam się rozpłakałem. A mówiłem, że ma nie płakać! To teraz długo się nie uspokoję... Jeszcze znowu zrobiło mi się niedobrze.

Po chwili uspokoiłem się. Pociągałem tylko nosem. Teraz próbowałem uspokoić jego. Głaskałem go po głowie i szeptałem mu do ucha uspokajające słowa.

- Niedobrze mi – szepnąłem, gdy się uspokoiłem. A trwało to parenaście minut. Przecież nic nie jadłem, no! Cholera...

- Chcesz iść do łazienki? - spytałem, nadal przytulając go do siebie. To moja wina. Gdyby nie ja, to by się nie rozpłakał.

- Nie.. Już wczoraj było mi niedobrze jak zjadłem to śniadanie – mruknąłem. O tym, że wymiotowałem nie wspominałem. Zacząłby się jeszcze bardziej martwić.

- Mam nadzieję, że Ci przejdzie - powiedziałem zmartwiony, głaskając go po głowie. Miałem wyrzuty sumienia.

- Ja też. To chodź na te śniadanie, co? – spytałem cicho. Nie zamierzałem nic jeść, ale chciałem iść z nim.

Westchnąłem. Wytarłem oczy i policzki, po czym wstałem, stawiając go na ziemi. Syknąłem, czując mocny ból. Cholerna kostka.

- Bardzo boli? – spytałem zmartwiony. To przeze mnie... Gdyby mnie nie nosił to pewnie by go nie bolało.

- Da się przeżyć - uśmiechnąłem się do niego. Tak naprawdę bolało jak cholera, ale nie mówiłem tego, bo nie chciałem go martwić.

- Pomogę Ci – szepnąłem. Objąłem go jedną ręką w pasie. Zarzucił ramię na mój kark. Powoli wyszliśmy z pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz.

Jakoś doczłapałem się do tej stołówki. Byłby o wiele prościej, gdybym nie musiał do niej wchodzić po schodach, ale z jego pomocą, jakoś dałem radę. Usiedliśmy przy stole.

Uśmiechnąłem się delikatnie i przytuliłem do jego ramienia. Zjadłem jedną małą kanapkę z serkiem topionym. Sięgnąłem po kubek z herbatą.


Nie zjadłem dużo. Przez ten ból i nadal złe samopoczucie, nie miałem apetytu. Zjadłem zaledwie jedną kanapkę i wypiłem herbatę.

1 komentarz: