piątek, 3 lutego 2017

W zdrowiu i chorobie, póki śmierć nas nie rozłączy. Miyavi x Kai [02]

Zapraszam na kolejny rozdział opowiadania Mev x Kai


*Kai* „Ohayo.” Odpisałem, gdy wróciłem do salonu. Postawiłem kubek na stole, siadając na kanapie. Opatuliłem się kocem.

*Miyavi* „I jak tam dzisiaj z przyjaciółmi?” Ziewnąłem, zakrywając usta dłonią. Kami- sama, ja miałem spędzić z tym zespołem dwa tygodnie?

„Napięta atmosfera. Cały czas grałem, musiałem się wyżyć.” Nawet się do nich nie odezwałem. Bo po co? Żebym został wyzwany?

„Ojej. Biedny. Ale w końcu musi być lepiej.” Westchnąłem cierpiętniczo. Jeszcze jutro normalny dzień, a pojutrze trasa.

„Tia... W dodatku zbliża się trasa... Jak ja z nimi wytrzymam?” Westchnąłem. Nie miałem ochoty na nich patrzeć.

„Trasa? No cóż... Mi też się zbliża.” Skrzywiłem się lekko. Tak bardzo nie chciało mi się tam jechać.

„Masakra... Jeszcze tylko jeden dzień wolności...” Opatuliłem się mocniej kocem. Zamarzałem.

„Dasz radę. A jedziecie w tą trasę sami?” Dopiłem do końca kawę i westchnąłem cicho. Najchętniej zostałbym w łóżku.

„Nie, jakiś solista ma z nami jechać.” Kurde... Nie wziąłem papierów do domu. Ehh... Jutro wezmę.

„No widzisz, to nie będziesz sam się z nimi męczył.” Uśmiechnąłem się delikatnie i otworzyłem piwo.

„Niby tak, ale ja nie znam w ogóle tego gościa. Najchętniej to bym został w domu. Chyba mnie jakiś wirus łapie.”

„Biedny *głaska po włosach* Weź coś na przeziębienie i odporność.” Dlaczego ja się tak o niego martwię?

Poczułem się tak jakoś dziwnie. Martwi się? Przecież my się nie znamy. „Nie mam nic. Pokończyło się.”

„To zrób sobie herbatę z cytryną i miodem. Albo mleko, jak wolisz.” Przecież ja nigdy się tak nie zachowywałem... Ech..

„Herbata stoi na stole. Ale dzięki za radę c:” Wziąłem kubek do ręki, upijając łyk. Była taka przyjemnie cieplusia.

Uśmiechnąłem się delikatnie. Nie wiedziałem co mam mu odpisać. Dlaczego tak bardzo się nim przejmowałem? Nie znałem go.

„Co tak nagle zamilkłeś?” Wziąłem kolejny łyk, bardziej owijając się kocem.

„A nie wiem. Tak jakoś.” Upiłem kolejny łyk piwa, po czym odłożyłem puszkę obok laptopa. No, to podczas trasy się nie napiję.

„Rozumiem.” Usiadłem wygodniej, popijając herbatę. Było mi strasznie zimno.

„Powiesz mi o co poszło z Twoimi przyjaciółmi?” – napisałem po kilku minutach. Byłem ciekawy, ale jeśli nie chciał odpowiadać to nie.

„O moją orientację...” Kai, idioto! Coś ty napisał?! Teraz mogę się już pożegnać z tą znajomością.

„Hm... Jesteś gejem?” Uśmiechnąłem się. Jeśli jest to nie jestem sam. Ponownie wziąłem piwo i upiłem parę łyków.

„Etto... No...Tak...” Jestem kretynem. Teraz pewnie się rozłączy. Dlaczego to napisałem?

„Twoi przyjaciele to idioci... Jak można odwrócić się od PRZYJACIELA, bo jest GEJEM?! Gdzie tu sens?” Nie rozumiałem zachowania jego kumpli.

„Nie wiem...” Spuściłem głowę. Znowu zrobiło mi się smutno. Jednak gdzieś głęboko cieszyłem się, że mnie nie spławił.

„Ja pierdole... Nie ogarniam tego...” Westchnąłem cicho. Współczułem mu, że jego przyjaciele to idioci.

„Mogłem im nic nie mówić...Chciałem, żeby wiedzieli, bo to w końcu przyjaciele... Widocznie się pomyliłem” Wtuliłem się w koc. Łzy napływały mi do oczu.

„...Ty bynajmniej masz przyjaciół...” WTF?! Dlaczego ja mu to napisałem? No, ale jakby nie patrzeć to była prawda. Westchnąłem ciężko, sięgając po pudełeczko z tabletkami.

„Dlaczego tak mówisz?” Nie miał przyjaciół? Ale dlaczego? Przecież był taki miły.

„Jak pisałem wcześniej: ludzie ze mną nie wytrzymują. Ale przyzwyczaiłem się do samotności.” Mam narkotyki i alkohol – dodałem w myślach, popijając tabletki.

„Ahm...” Nie wiedziałem, co mam odpisać. Jakoś tak odebrało mi słowa. Wtuliłem się mocno w kocyk.

Włączyłem pierwszą lepszą piosenkę i odchyliłem głowę do tyłu. I po co ja się żalę? Co mi to da? Nic, kurwa.

„Ja...chyba już muszę kończyć. Muszę się położyć, bo źle się czuję i trochę mi zimno. Wejdę jutro.” Napisałem, wycierając mokre od płaczu oczy.

„Jasne, Lider- sama. Trzymaj się tam *uśmiech* Do jutra.” Westchnąłem i odchyliłem się razem z krzesłem do tyłu.

„To cześć” - napisałem krótko, po czym wylogowałem się z portalu. Wyłączyłem laptopa i opatulony kocem, poszedłem do sypialni. Położyłem się, przykrywając dodatkowo kołdrą.

Resztę wieczoru jak zwykle piłem i wciągałem, już nawet nie wiem co. Za dużo tego cholerstwa było żeby to spamiętać.

Niemal od razu zasnąłem. Byłem cholernie zmęczony tym wszystkim. Nie spałem jednak długo, bo co pół godziny się budziłem. Znowu będę nieprzytomny.

Kurwa. Chyba jednak wziąłem za dużo, bo miałem po tym niezłą fazę. Nie wiem jak, ale doczołgałem się jakoś do łóżka i położyłem nim.

Myślałem o tym chłopaku. Zastanawiało mnie, czemu się tak mną przejmował. Przecież byłem dla niego obcy.

Wstałem przed szóstą i kompletnie nie wiedziałem co robiłem wieczorem oraz w nocy. A zresztą... Co takiego mogłem zrobić w swoim domu?

Z łóżka zwlokłem się koło siódmej. Ogarnąłem się, zjadłem śniadanie i pojechałem do wytwórni na ostatnią próbę.

O dziwo dzisiaj się nie spóźniłem. Równo o ósmej byłem już pod gabinetem naszego menadżera. Wszedłem do środka i zauważyłem perkusistę tamtego zespołu.

Stałem, opierając się o biurko menadżera. Do pokoju wszedł ten solista. Nie miałem pojęcia, po co mnie tu ściągnięto.

- Czego, kurwa? Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż siedzenie tutaj – warknąłem, opierając się o framugę.

- Uspokój się, Miyavi! - warknął już podirytowany menadżer. - Jako że jedziecie razem w trasę, musicie się dogadać. W dodatku produkcja chce, abyście napisali razem piosenkę, którą zaśpiewacie na końcu koncertu.

Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Ja i piosenki z kimś? No chyba go pojebało.
- Chyba sobie ze mnie jaja robisz.

- Nie, nie robię sobie jaj! Albo to zrobisz, albo żegnasz się z trasą i również karierą! Nie przyjmuję sprzeciwu, Miyavi! - warknął. Ja stałem cicho. Nie chciałem się narażać na krzyki. Było mi w sumie obojętne, czy napiszemy te piosenkę, czy nie.

- Nie strasz mnie tym, że wylecę, bo mówisz mi to od ... dwóch lat? Tak w przybliżeniu – uśmiechnąłem się, patrząc mu w oczy. Dobrze wiedział, że o kontrakt ze mną ubiega się lepsza wytwórnia.

- Zważając na fakt, że stracisz wtedy prawa autorskie do piosenek. Wiesz jaka kara grozi za zerwanie kontraktu - powiedział spokojnie mężczyzna. - To piszesz, czy chcesz się pożegnać?

- A mam wybór? – uśmiechnąłem się kpiąco. Oczywistym było, że to powie. Zawsze to mówił. Jego logika mnie powalała. Zawsze pieprzył, że mnie wyrzuci, a później, że jest kara za zerwanie kontraktu.

- Czy to wszystko? - spytałem w końcu. Musiałem powiedzieć Ruki' emu, żeby się z nim dogadał.

- Nie. Jeszcze jedna rzecz. Jedziecie jednym autobusem i macie pokoje w tym samym hotelu – powiedział po chwili. No chyba sobie kpi? Kami- sama... Dlaczego ja?

- Rozumiem. Pan wybaczy, spieszę się na próbę - mruknąłem i odchodząc od biurka, skierowałem się do wyjścia.

Również wyszedłem i skierowałem się do łazienki. Nie wytrzymywałem już, musiałem wziąć. Ryzykownym było robienie tego tutaj, ale nie miałem wyjścia.

Zanim jednak poszedłem do sali, poszedłem do łazienki. Musiałem się ochlapać zimną wodą. Wszedłem do środka.
- Pojebało Cię? - spytałem, patrząc na Miyavi' ego, który trzymał w ręku strzykawkę.

- Nie – mruknąłem, patrząc na niego obojętnie. Wbiłem igłę w zgięcie łokcia, wstrzykując narkotyk. Uśmiechnąłem się lekko i zawinąłem strzykawkę w chusteczkę, chowając ją do kieszeni.

- Życie sobie marnujesz - mruknąłem, odkręcając zimną wodę. Schyliłem się, ochlapując twarz wodą. Od razu lepiej.

- Jakie życie człowieku – prychnąłem i wyszedłem z łazienki. Miałem w dupie co zrobi z tą informacją. Jakoś nie bardzo mi na tym zależało.

Westchnąłem, po czym poszedłem do sali. W środku był tylko Ruki. Z nim też nie chciałem rozmawiać. Może i wtedy mnie nie wyzywał, ale nawet nie zareagował.

Wszedłem do sali i usiadłem na kanapie. Westchnąłem. Nie miałem siły żeby ćwiczyć te piosenki. A zresztą... Po co mam ćwiczyć coś, co umiem perfekcyjnie?

- Kai... - mruknął cicho. - Możemy pogadać? - spytał. Nie chciałem z nim gadać.
- Nie mamy o czym, Ruki.

Położyłem się na tej kanapie i zasłoniłem oczy ramieniem. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas i nie poznać niektórych osób. Wtedy to wszystko wyglądałoby inaczej.

- Kai, ja przepraszam... Wiem, powinienem się odezwać, ale bałem się. Bałem się, że po mnie też pojadą... – szepnął.
- O czym ty mówisz, Ruki?! Jesteśmy przyjaciółmi! Bałeś się, że nawrzeszczą na Ciebie, bo mnie bronisz?! Nie bądź śmieszny.
- Nie... Ja... Bo... Etto... Ja jestem... gejem... - mruknął. Myślałem, że dostanę zawału. Ruki, gejem?!

Westchnąłem ciężko i zamknąłem oczy. Już nawet nie chciało mi się iść do domu. A zresztą nie śpieszy mi się nigdzie.

Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo spostrzegłem stojącego w progu Reitę.
- Co?! No nie, Ruki, ty też?! Boże, ten świat schodzi na psy! Nie potrzebujemy kolejnego pedała! - warknął.
- Zamknij się, Akira! - krzyknął Aoi. On też się wtedy nie odzywał. - To, że jest gejem, to znaczy, że jest gorszy?! A gdybym ja, twój przyjaciel od dziecka, był gejem... też byś mnie tak potraktował?!

Po chwili wstałem i postanowiłem pójść po kawę. Musiałem tu zostać parę godzin żeby menadżer znowu nie darł na mnie ryja.

- Aoi, weź nie żartuj - roześmiał się blondyn. - Ty, gejem? Niemożliwe.
- A jednak! Jesteś dupkiem, który nie potrafi dobrze traktować ludzi! Myślisz tylko o sobie! Nie obchodzą Cię uczucia twoich przyjaciół! Jeżeli tak dalej pójdzie, to możesz się pożegnać z naszą przyjaźnią, Reita.

Po kupieniu czarnej mocnej kawy, znowu ruszyłem do sali. Nie wiem dlaczego, ale ten perkusista ... skojarzył mi się z tym chłopakiem z czatu. Ale to przecież niemożliwe.

Po tych słowach, Aoi wyszedł trzaskając drzwiami. W sali zapadła cisza. Miałem nadzieję, że Reita w końcu zrozumiał. Usiadłem przy biurku i zacząłem przeglądać papiery. W głowie siedział mi ten cały Miyavi. Nie wiem czemu, ale widziałem w nim tego chłopaka, z którym piszę od paru dni. Dziwne...

- Meev, skarbie! – aż się skrzywiłem na dźwięk tego głosu. Kami- sama... Co ona tu robi?
- Spierdalaj – warknąłem, nawet na nią nie patrząc.

Spojrzałem na chłopaków. Ruki usiadł w kącie, kuląc się. Reita natomiast usiadł na kanapie, opierając czoło na dłoni. Westchnąłem i wróciłem do papierów.

- Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłaś? – zakpiłem, opierając się o ścianę. – Nie chcę Cię nigdy więcej widzieć, rozumiesz?

Siedziałem nad tymi papierami dobre kilka godzin. W między czasie powiedziałem Ruki' emu, że będzie musiał napisać piosenkę z Miyavi' m. Zgodził się od razu. Ruki zawsze był otwarty na różne nowe propozycje.

- Zniknij z mojego życia – powiedziałem i poszedłem dalej. Słyszałem jej krzyki, ale jakoś nie reagowałem na nie. Dla mnie ona już nie istniała.

Byłem wykończony. Nie dość, że nie spałem prawie całą noc, to jeszcze teraz ta papierkowa robota. Padałem na twarz. Westchnąłem i wyszedłem na korytarz, kierując się do łazienki. Kręciło mi się już w głowie. Oparłem się o ścianę, osuwając po niej.

Gdy przechodziłem obok drzwi do łazienki, w środku zauważyłem tego perkusistę. Był cały blady i siedział na ziemi. Westchnąłem, wchodząc do środka.
- Wszystko okej? – spytałem niepewnie. Co ja w ogóle robię? Co mnie to obchodzi? Nawet go nie znam.

- Tak, tak... Wszystko w porządku - mruknąłem cicho. Wiedziałem kto to. Poznałem go po głosie. Jednak nie chciałem mówić, że mi słabo. Po co? Co go to mogło obchodzić.

- Chyba raczej nie „wszystko w porządku” – mruknąłem. Poprawiłem kolczyk w wardze, wciąż na niego patrząc. Opisowo również się zgadzał z tamtym chłopakiem... Wariujesz, Meev.

- Nic mi nie jest. To tylko przemęczenie - szepnąłem, opierając głowę o zimne kafelki na ścianie.

Westchnąłem i wyrzuciłem pusty kubek do kosza obok zlewu. Jednak nie poszedłem. Wciąż stałem i patrzyłem na niego.

Powoli wstałem, podchodząc do umywalki. Odkręciłem zimną wodę i ochlapałem nią twarz. Musiałem się trochę obudzić.

- To nie będę Ci przeszkadzać. Pójdę już – mruknąłem, odwracając od niego wzrok. Westchnąłem i skierowałem się do wyjścia z toalety.

Nie wiem czemu, ale kiedy wyszedł, zrobiło mi się tak jakoś... smutno? To było dziwne uczucie. Westchnąłem. Chciałem iść z powrotem na próbę, ale opadłem na zimną podłogę.

No tak... Nie wiem dlaczego oczekiwałem czegoś innego. Po co się łudziłem? I tak zawsze jestem sam. Skierowałem się do mojej sali, chciałem wziąć rzeczy i iść do domu.

Chyba zemdlałem. Czułem ogromny ból głowy. Pewnie przez upadek na kafelki. Ta praca kosztuje mnie więcej zdrowia, niż jakbym się boksował.

Może by wrócić? Ale po co? Jesteś ćpunem, nie oczekuj niczego więcej... Westchnąłem, wchodząc do sali. Pozbierałem moje rzeczy i wyszedłem, kierując się do wyjścia z budynku.

Nie wiem, ile tak leżałem, ale nie miałem siły się obudzić i wstać. Cholernie źle się czułem. Było mi duszno. Nie pamiętam, kiedy ostatnio było mi tak słabo.

Założyłem czapkę i okulary, po czym wyszedłem z budynku. Wyciągnąłem papierosy, odpalając jednego. Zaciągnąłem się mocno.

Słyszałem jakieś krzyki. To był głos Ruki' ego. Czułem, że ktoś mnie podnosi. Po chwili usłyszałem też głos Aoi' ego. Dzwonili po karetkę.

Po godzinie w końcu byłem w domu. Nawet nie włączałem laptopa, nie chciałem z nim pisać. Westchnąłem i położyłem się na łóżku.

Ocknąłem się w sali prób na kanapie. Widziałem ratowników medycznych i chłopaków.
- To tylko omdlenie. Musi pan dużo odpoczywać - powiedział jeden z lekarzy, po czym przepisał mi jakąś receptę.

Zastanawiałem się jak my niby mamy napisać tą piosenkę i po co? Każdy zagra swoje i tyle. Po co jeszcze to wszystko utrudniać?

Aoi zawiózł mnie do domu i kazał odpoczywać. W sumie i tak nie miałem na nic siły. Musiałem nabrać sił przed trasą.

Westchnąłem cierpiętniczo i podszedłem do szuflady biurka. Wziąłem strzykawkę. Musiałem zapomnieć, a to zawsze pomagało.

Położyłem się w łóżku, niemal od razu zasypiając. Byłem skonany. Cały czas martwiłem się tym koncertem. Jak oni mają napisać piosenkę, skoro został tylko jeden dzień?

Po wszystkim ponownie położyłem się do łóżka. Zamknąłem oczy, wtulając się w poduszkę. Wziąłem więcej, miałem nadzieję, że pomoże.

Śnił mi się Miyavi, a dokładniej ta sytuacja w łazience. Po co on to brał? Przecież niszczy sobie życie.

Chyba usnąłem, bo gdy ponownie otworzyłem oczy na dworze było już ciemno. W mojej głowie od razu pojawił się ten perkusista. Jak on w ogóle miał na imię?

Obudziłem się gdzieś o drugiej w nocy. Podniosłem się do siadu i przetarłem zaspane oczy. Po chwili wstałem i poszedłem do salonu, włączając laptopa. Zrobiłem sobie jeszcze herbatę i usiadłem na kanapie, logując się na portalu.

Nie miałem siły by wstać, chyba za dużo wziąłem. Nawet nie miałem siły żeby obrócić głowy. Westchnąłem cicho.

Nie było go. Jednak czego mogłem się spodziewać. W końcu była druga w nocy. Spojrzałem na czat. Ruki był dostępny. Postanowiłem do niego napisać.

Ponownie zamknąłem oczy i wtuliłem się w poduszkę. Jakoś straciłem chęci do wszystkiego, nawet do tej trasy koncertowa, która jest ... JUTRO?! Usiadłem gwałtownie na łóżku i spojrzałem na zegarek.

Pisałem z nim godzinę. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Żal mi było Ruki' ego. On zakochał się w... Reicie... W tym heteryku.

Włączyłem laptop i od razu zalogowałem się na tym portalu. Wstałem, idąc do kuchni. Musiałem się czegoś napić.

Po chwili napisał mi, że napisał piosenkę. Cieszyłem się z tego. Jutro trasa, więc nie dałoby rady napisać jej z Miyavi' m. Poprosiłem, aby wysłał mi tekst. Wysłał plik. Nagrał utwór z gitarą.

„Witam, Lider- sama. A ty nie powinieneś spać? Źle się czułeś wczoraj.” – napisałem mu, gdy wróciłem do sypialni. Uśmiechnąłem się lekko.

Uśmiechnąłem się, gdy dostałem od niego wiadomość. „Zemdlałem dzisiaj na próbie i trochę już pospałem.”


„...” – wysłałem. Nie było mnie stać na nim innego. Jak to ... zemdlał? Powinien odpoczywać, a nie męczyć się na próbach.

2 komentarze:

  1. Nie wiem czemu ta scena Kai x Ru x Rei x Aoi mnie rozśmieszyła ; P jestem pewna, ze jakoś się pogodzą ;/ boże, Kai = pracoholik jrocka

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawie się robi, ale że oni się jeszcze nie kapli, że piszą ze sobą. coś im świta ale dalej jakby mieli klapki na oczach.
    A tak nawiasem mówiąc... Ruki jest, Kai jest, Aoi i Reita również? A gdzie Uruha? I jakiej on orientacji jest?

    OdpowiedzUsuń