poniedziałek, 6 lutego 2017

W zdrowiu i chorobie, póki śmierć nas nie rozłączy. Miyavi x Kai [03]

Jako, że są moje urodziny wstawiam wam rozdział wcześniej (tak, w piątek będzie kolejny). Jest on dłuższy od poprzednich, bo ma 10 stron, a normalnie mają po 7.

Miłego czytania!




*Kai* „Co?” - napisałem. Nie bardzo wiedziałem, o co mu chodziło. Zemdlałem, przecież to nic wielkiego.

*Miyavi* „Ale wszystko już w porządku?” Dlaczego ja się o niego martwiłem? Przecież nawet go nie znałem.

„Tak... Jednak martwi mnie to, że jutro trasa... Mam nadzieję, że wytrzymam za tą perkusją.” - wysłałem, jednocześnie włączając piosenkę, którą wysłał mi Ruki. Była śliczna.

„Dasz radę, wierzę w Ciebie ^^.” Westchnąłem cicho. Chyba w końcu musiałbym napisać coś nowego...

„Oby. W dodatku menadżer kazał nam napisać nową piosenkę z tym solistą. Niestety już nie ma na to czasu. Dobrze, że mój wokalista coś nabazgrał.”

„Hm.. A on o tym wie, że napisaliście już tą piosenkę?” Dziwne to było... Miałam podobną sytuację. To chyba niemożliwe, że piszę właśnie z tamtym perkusistą, prawda?

„Niestety nie... Nie mam do niego kontaktu. Poza tym... on chyba nie bardzo chce z nami współpracować. Dzisiaj zrobił niezłą awanturę.” Miałem nadzieję, że Miyavi się nie wścieknie, że napisaliśmy ją bez niego.

„Awanturę? Tobie?” To wszystko było dziwne... Bo to chyba niemożliwe, żeby to był on.. To nie może być on.

„Nie, menadżerowi. Nie podobało mu się, że ma z nami współpracować.” Zastanawiało mnie, czemu tak się dopytuje, jednak ta myśl szybko uleciała.

O kurwa... To niemożliwe. Nie, nie. Na pewno to nie jest on. „Ahh.. No cóż, może ma jakieś powody?”

„Nie wiem. Może i ma. Menadżer już mu nawet wywaleniem groził.” Wysłałem i napiłem się herbaty.

Zagryzłem wargę. Przecież... Kurwa! Nie, nie, nie, nie, to niemożliwe. To nie może być on, to nie mogą być oni.

„Wszystko okej? Tak nagle ucichłeś.” - wysłałem. Powiedziałem coś nie tak? Dlaczego nic nie pisał?

„Tak, wszystko okej. Musiałem iść zrobić sobie kawę i wziąć coś przeciwbólowego.” Postanowiłem zachowywać się tak, jakbym nie wiedział kim on jest.

„Poczekasz chwilkę? Muszę się spakować.” - napisałem, czekając na odpowiedź. Nie chciałem kończyć rozmowy. Uspokajało mnie to.

„Jasne. A kiedy masz tą trasę koncertową?” Westchnąłem ciężko, biorąc puszkę z piwem. Upiłem parę łyków.

„Jutro o ósmej wyjazd.” Nie bardzo chciało mi się tam jechać. Nadal byłem zmęczony. Miałem nadzieję, że wystarczy mi sił.

I to potwierdziło to wszystko. No tak. Czyli już wiem kim jesteś. Westchnąłem. „Okej, to pakuj się spokojnie. Poczekam.”

„Dzięki C:” Wstałem i poszedłem do sypialni. Wyjąłem z szafy walizkę i zacząłem się pakować. Dobrze, że stroje sceniczne jechały już na miejsce.

Wziąłem mój kubek po kawie i cisnąłem nim przez cały pokój. Kurwa! Dlaczego to akurat musiał być on?! Muszę sprawić żeby się nie dowiedział kim jestem.. Nie może się dowiedzieć.

Zacząłem się pakować. Musiałem wziąć sporo ciuchów, bo to w końcu miesięczna trasa. Westchnąłem. Włożyłem jeszcze kilka kompletów pałeczek i zamknąłem walizkę, wracając do salonu. „Jestem”.

Odetchnąłem i ponownie odwróciłem się do laptopa. „Hai, hai. Szybko Ci to zajęło.” Dlaczego ja?

„Zawsze szybko się pakuję.” Oparłem się o oparcie, popijając już chłodną herbatę. Chciało mi się spać, ale nie bardzo mi się to teraz opłacało.

Nie wiedziałem co mam napisać, jak się odzywać. Nie chciałem żeby moje zachowanie i słowa powtarzały się, bo mógłby zauważyć.

„Przepraszam jeszcze na momencik. Muszę rozpisać nuty na perkusję.” Wstałem i poszedłem po jakąś kartkę. Nie lubiłem tego.

„Jasne.” Szybko wyciągnąłem mój zeszyt z piosenkami i powoli zapisywałem kolejne wersy. Jakoś dostałem weny na piosenkę.

Wróciłem przed laptopa i włączyłem piosenkę, którą mi wysłał. Wziąłem pałeczki i zacząłem wybijać rytm na stole i kolanach. Po chwili zapisywałem.

Po godzinie miałem już jedną piosenkę i zaczynałem drugą. Przecież dawno nie pisałem nic sam.. Nie pisałem niczego nowego.

Rozpisałem już całą piosenkę. Musiałem dać to jeszcze chłopakom, by dostosowali gitary. Miałem nadzieję, że piosenka jakoś wyjdzie.

Uśmiechnąłem się gdy skończyłem już obie piosenki. Odchyliłem się i ponownie sięgnąłem po pudełeczko z tabletkami. Nie wytrzymywałem już.

Jeszcze raz przesłuchałem tekst i musiałem przyznać, że Ruki się postarał. Piosenka była naprawdę śliczna. Była spokojna i delikatna.

Czyli piosenkę też już napisali. Było mi ... smutno, że nawet o tym nie porozmawiali ze mną. No, ale czego oczekiwałem?

Było mi źle z tym, że Miyavi nie wiedział o tej piosence. No ale kiedy mieliśmy ją napisać. Najpierw mieliśmy próbę, a potem ta akcja z pogotowiem.

Westchnąłem cicho i dopiłem piwo. Jestem głupi. Dobrze, że nie oczekiwałem od nich czegoś więcej.

Miałem ochotę pograć. Jednak była czwarta nad ranem. Sąsiedzi by mnie zabili. Westchnąłem.

Spojrzałem smutny na ekran. Nie odpisywał przez godzinę... Westchnąłem i spojrzałem na puszkę.

W końcu odłożyłem wszystko na bok i położyłem dłonie na klawiaturze. „Przepraszam, że tak długo, ale nie mogłem dość do ładu z tą piosenkę. Wybacz...”

„Mh. Jasne, rozumiem.” Westchnąłem i ponownie poszedłem do kuchni. Musiałem sobie zrobić kawę, bo i tak nie usnąłbym już.

Usiadłem wygodniej. Spojrzałem na zegarek. Za cztery godziny będziemy wyjeżdżać. Nie chciałem. Dopiero teraz do mnie dotarło, że przez miesiąc nie będę z nim pisał.

W końcu wróciłem do sypialni i wyciągnąłem walizkę z szafy. Wziąłem laptop na ziemię. „Czyli przez miesiąc Cię nie będzie?” Westchnąłem, powoli zaczynając się pakować. W końcu musiałem się za to zabrać.

„Eee no tak... Ale skąd wiesz? Nie mówiłem Ci przecież, na ile wyjeżdżam.” Zdziwiłem się. Skąd wiedział, ile mnie nie będzie?

O kurwa... Ale wtopa. Ja pierdole. Jak wybrnąć z tego? Cholera... „Czyli trafiłem? *śmiech* Tak jakoś mi się napisało.”

,,Em... no trafiłeś.'' Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że tak po prostu napisał, że na miesiąc. Czy to możliwe, że... Nie! Bzdura.

- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! – warknąłem. Jakim ja jestem idiotą. Ponownie zająłem się pakowaniem.

Westchnąłem.
- Coś jest nie tak - mruknąłem do siebie, po czym założyłem słuchawki na uszy. Włączyłem jakąś piosenkę, rozkoszując się jej mocnym brzmieniem.

„Muszę iść się wykąpać. Będziesz za pół godziny?” Musiałem jakoś ochłonąć i przemyśleć to wszystko.

„Jasne” - odpisałem, po czym poszedłem do kuchni. Musiałem coś ugotować. Uwielbiałem to.

Jak napisałem pół godziny później wyszedłem z łazienki już wykąpany. Ponownie usiadłem przed laptopem. „Jestem.”

Zrobiłem sobie gofry. Już od dłuższego czasu miałem na nie ochotę. Polałem je czekoladą i wróciłem do salonu. Dostałem wiadomość dziesięć minut temu. „Przepraszam, że nie odpisałem, gofry mnie zatrzymały C:”

„Weź mi smaku nie rób *śmiech*” Westchnąłem i spakowałem do torby resztę narkotyków. Oczywiście zostawiłem jedną strzykawkę.

„Haha, przepraszam C:” Zaśmiałem się, po czym wziąłem jednego gryza. Były takie słodkie.

Pisałem z nim do siódmej. Musiałem przyznać, że zawsze były jakieś tematu. Wydawał się być ciekawą osobą.

Bardzo dobrze mi się z nim pisało. Niestety musiałem się już zbierać. „Bardzo Cię przepraszam, ale muszę lecieć. Trasa wzywa :c”

„Jasne. Powodzenia w koncertach! c:” Westchnąłem i ubrałem się; oczywiście bluzkę z długim rękawem i ciemne rurki.

,,Dzięki. To... Papa :c” - napisałem, chcąc już nacisnąć przycisk ,,wyloguj”. Nie wiem czemu, ale było mi jakoś tak smutno.

„Do popisania, Lider- sama.” Zaśmiałem się cicho, wyłączając laptop. Schowałem urządzenie, razem z kablami, myszką i tym wszystkim.

Wylogowałem się i wyłączyłem komputer, pakując go do walizki. Zabrałem wszystkie potrzebne mi jeszcze rzeczy i wyszedłem. Na parkingu stał już bus. Wpakowałem walizkę do bagażnika i wsiadłem do środka.

Godzinę później byłem już pod wytwórnią. Nie przywitałem się z nikim. Po prostu wsiadłem do środka i usiadłem na samym końcu, uprzednio chowając torbę. Przełączyłem piosenkę.

Siedziałem sobie skulony na przedostatnim siedzeniu, słuchając muzyki. Byłem zmęczony, a w dodatku smutek mnie ogarniał. Nie wiedziałem, czy jak wrócę, to on będzie w ogóle o mnie pamiętał.

Jeszcze nie było wszystkich, więc wziąłem papierosy i wyszedłem z pojazdu. Musiałem zapalić.

Zamknąłem oczy, wsłuchując się w ciężki głos Hizumi’ ego z D'espairsRay. Lubiłem ten zespół. Tworzył świetną muzykę.

Wypaliłem dwa papierosy, siedząc „po turecku” na ziemi i opierając brodę na ręce. Byłem ciekawy jak by zareagował, gdyby dowiedział się, że to ja.

Czułem się dziwnie. Chciałem już wrócić do domu, mimo że nawet jeszcze nie odjechaliśmy. Nie chciałem widzieć Reity, nie chciałem widzieć Uruhy... Zawiedli mnie.

Kątem oka widziałem, jak dwóch chłopaków wchodzi do autobusu. Również wstałem i wszedłem. Usiadłem z tyłu i wziąłem telefon do ręki.

Otworzyłem jedno oko i zauważyłem Reitę oraz Uruhę. Wcisnąłem się mocniej w fotel, aby mnie nie zauważyli.

Położyłem się na tych siedzeniach i włożyłem słuchawki do uszu. Włączyłem pierwszą lepszą piosenkę, zamykając oczy.

Słyszałem ich śmiechy. Słyszałem, co mówili na mój i Ruki' ego temat. Aoi' ego się nie czepiali, bo wiedzieli, że on sobie nic z tego nie zrobi. Ja byłem wrażliwy, Ruki również.

Wkurwiali mnie oni. Zachowywali się jak siedmiolatki. Zsunęła mi się słuchawka i usłyszałem swoje imię. Westchnąłem cierpiętniczo. Odłożyłem telefon, podchodząc do nich.
- Macie coś do mnie? Może mi to w twarz powiecie, co? – warknąłem, patrząc na nich.

Zaczęło się. Wstałem i podszedłem do chłopaka.
- Daj spokój, nic na to nie poradzisz - mruknąłem cichutko. Nawet nie wiem, czy to słyszał.

Spojrzałem na chłopaka, uśmiechając się pod nosem.
- Nienawidzę gdy gada się o mnie za moimi plecami. Tak zachowują się osoby bez klasy i honoru.

- Wiem, ale nie warto... - szepnąłem i wróciłem na swoje miejsce, ponownie wkładając słuchawki do uszu.

- Więc? – warknąłem, patrząc na nich. Jednak nic nie powiedzieli. Zmrużyłem oczy. – Tak myślałem – zakpiłem. Odwróciłem się i odszedłem do nich. Jednak nie usiadłem na swoim miejscu. Stanąłem koło perkusisty i wyjąłem mu słuchawkę z ucha. – Oni tak zawsze?

- Hm? A... No, niestety - mruknąłem, kiedy wyjął mi słuchawkę. Spojrzałem na niego. Peszył mnie trochę jego wzrok.

Gdy wyciągałem mu słuchawkę, przejechałem delikatnie palcem po jego policzku. Spojrzałem mu w oczy.

Czułem, że pieką mnie policzki. Czemu tak się zachowywałem? Przecież ja go nie znałem. Co się dzieje, do cholerki jasnej?!

Zaśmiałem się cicho na widok jego czerwonych policzków. Spojrzałem na niego ostatni raz i usiadłem na swoim miejscu.

Czemu miałem dziwne wrażenie, że rozmawiałem z chłopakiem, z którym piszę na czacie? Nie, to niemożliwe. Wcisnąłem się w fotel, wkładając słuchawkę, której mnie pozbawił.

Ciekawe co zrobi gdy dowie się, że to ja... Że tamten chłopak z czatu, to tak naprawdę zwykły ćpun. Ponownie włożyłem słuchawki i położyłem się.

Cały czas słuchając jednego zespołu, zasnąłem. Było mi niewygodnie, ale nie miałem siły. Opatuliłem się ciepłą bluzą, układając głowę na szybie. Było mi zimno.

Po godzinie zatrzymaliśmy się w jakimś barze. Reszta jego zespołu wyszła, nawet nie budząc chłopaka. Podszedłem do niego i potrząsnąłem jego ramieniem.

Uchyliłem powieki i spojrzałem na chłopaka.
- Hm? - mruknąłem, nie wiedząc, czemu mnie budzi.

- Zatrzymaliśmy się przy barze, reszta wyszła – powiedziałem i usiadłem z powrotem. Już powoli zacząłem odczuwać brak narkotyków we krwi.

- Ahm... Jakoś nie chce mi się wychodzić - mruknąłem, ponownie wtulając się w fotel. Na dworze było chłodno, a ja zamarzałem.

Wziąłem moją kurtkę i wyciągnąłem z niej strzykawkę. Ryzykowałem, ale musiałem. Nie wytrzymywałem już.

Spojrzałem na chłopaka przez dziurę między fotelami. Westchnąłem.
- Dlaczego sobie to robisz?

- Bo lubię – mruknąłem po chwili. Ponownie wbiłem sobie igłę w zgięcie łokcia. Znowu zapakowałem strzykawkę i włożyłem ją do kieszeni w kurtce.

Ponownie westchnąłem. Nie mogłem na to patrzeć. To był straszny widok. Patrzenie na to, jak niszczy sobie życie, nie było dla mnie. Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy tak się trują,.

Uśmiechnąłem się i oparłem czoło o szybę. To chyba musiało być coś silniejszego niż wcześniej.

Ponownie wcisnąłem się w fotel, trzęsąc się z zimna. Przymknąłem oczy, słysząc w słuchawkach jeden z naszych utworów – „Chijou”.

Po chwili położyłem się i westchnąłem. Chyba mogłem wziąć tylko połowę... Przymknąłem oczy.

Po chwili wyjąłem z plecaka drugą, cieplejszą bluzę, po czym założyłem ją na siebie, zapinając ją pod samą szyję. Wtuliłem się w oparcie fotela, kuląc się.

Zasłoniłem rękę rękawem bluzki, zamykając oczy do końca. Nie miałem siły by wstać. Po paru minutach usnąłem.

Pociągnąłem nosem. Chyba się przeziębiłem. Po chwili poczułem, jak ktoś przykrywa mnie kocem. Spojrzałem na tę osobę. To był Ruki. Uśmiechnąłem się do niego w podzięce, po czym zamknąłem oczy.

Nie wiem ile spałem, ale nie miałem siły czy ochoty żeby się obudzić. Coraz częściej miałem myśli żeby usnąć i się więcej nie obudzić.

Opatuliłem się cieplusim kocykiem, jednak nie spałem. Nie mogłem zasnąć. Mruknąłem coś pod nosem, przekręcając się na drugi bok.

W końcu otworzyłem oczy. Obróciłem się twarzą do oparcia i zapatrzyłem w nie. Jestem beznadziejny.. Po co ja w ogóle istnieje?

Wierciłem się na tym fotelu. Bolała mnie głowa i nadal było mi zimno. To pewnie przez ten brak snu tak mnie bolało. A przecież miałem się oszczędzać.

Ponownie się zatrzymaliśmy. Tym razem jednak wstałem i powoli zacząłem iść do wyjścia z pojazdu. Nawet nie wziąłem kurtki, bo po co?

Wcisnąłem się mocniej w siedzenie, szukając ciepła. Jak to możliwe, że było mi tak zimno? Przecież była wiosna.

Wysiadłem z autobusu. Podszedłem do jakiegoś murka i usiadłem na nim. Musiałem odetchnąć, za dużo wziąłem.

Zrobiło mi się duszno. Wstałem i bardziej owijając się kocem, poczłapałem do wyjścia. Wyszedłem z busu, a wiatr owiał moją skórę. Zatrzęsłem się.

Przymknąłem oczy i nachyliłem się. Oparłem czoło o ręce, a łokcie o kolana. Aż mi się niedobrze zrobiło.

- Wszystko w porządku? - spytałem, siadając obok niego. Domyśliłem się, że to przez narkotyki. Tak właśnie działa to świństwo.

- Ta – mruknąłem. Nie będę mu się, kurwa, żalić. On i tak nie zrozumie... Nikt nigdy nie rozumie.

- Ale widzę, że źle się czujesz - mruknąłem, patrząc na niego. Był strasznie blady.

- Nic mi nie jest. Przejdzie – powiedziałem. Spojrzałem na niego kątem oka. Jak on mógł siedzieć tak grubo ubrany?

- Na pewno? - spytałem cicho, bardziej owijając się kocem. Zawiał wiatr, a mi było coraz zimniej.

Usiadłem prosto, patrząc na jego twarz.
- Nie powinieneś wychodzić. Ledwo siedzisz – powiedziałem.

- Musiałem się przewietrzyć - szepnąłem, przymykając oczy. Czułem się taki ociężały.

- Chodź, musisz się położyć – mruknąłem. Wstałem i spojrzałem na niego. Gdy wstał, niepewnie objąłem go ramieniem i ruszyłem w stronę pojazdu. Prawie się wywracał.

Oparłem się o niego, powoli wchodząc do busa. Chwiejnym krokiem poszedłem do mojego miejsca, siadając na fotelu.

Jednak nie pozwoliłem mu tam usiąść, pewnie było mu niewygodnie. Zmusiłem go żeby się położył z tyłu na moim miejscu. Sam usiadłem przed nim.

Zrobiło mi się tak jakoś miło. Czy on się o mnie martwił? Przecież mnie nie zna. Położyłem głowę na jego kurtce, przykrywając się szczelniej kocem.

Jednak po chwili wstałem. Widziałem, że leżał na mojej kurtce. Westchnąłem, nachylając się nad nim. Wyciągnąłem wszystko z kieszeni żeby lepiej mu się leżało. Miał zamknięte oczy, więc pogłaskałem go po policzku, po czym znowu usiadłem przed nim.

Poczułem ciepło przepływające przez moje ciało, kiedy mnie pogłaskał. Ułożyłem się wygodniej, zasypiając.

Odchyliłem głowę do tyłu, patrząc za okno. Zastanawiałem się za ile dojedziemy. Jakoś nie uśmiechało mi się siedzenie cały dzień w autobusie.

Miałem spokojny sen. Nic mi się nie śniło, a ból głowy trochę zmalał. Jednak nadal było mi strasznie zimno.

Po paru minutach zamknąłem oczy i westchnąłem. Nie miałem ochoty na bliższe kontakty z nim. Wiedziałem, że i tak nic z tego nie będzie.

Obudziłem się, kiedy na dworze było już ciemno. Otworzyłem oczy, rozglądając się dookoła. Było cicho. Podniosłem się do siadu. Wszyscy chyba spali.

Było mi strasznie niewygodnie, ale nie chciałem narzekać. Spałem już w gorszych warunkach, więc to rarytas przy tamtych.

Bus się zatrzymał, a kierowca wysiadł. Pewnie robił sobie przerwę. Postanowiłem iść się przewietrzyć. Wstałem i nadal opatulony kocem, ruszyłem do wyjścia. Spojrzałem na Ruki' ego. Spał na kolanach Yuu. Tak ładnie razem wyglądali.

W końcu otworzyłem oczy. Przeciągnąłem się, krzywiąc się z bólu. Oparłem czoło o szybę i patrzyłem na chłopaka, który był na dworze.

Siedziałem na takim dużym kamieniu. Już było trochę lepiej, jednak nadal zimno. W końcu wszedłem z powrotem do pojazdu. Ponownie spojrzałem na chłopaków. Aoi nie spał. Głaskał blondyna po włosach. Gdy tylko mnie zobaczył, zabrał rękę. Zaśmiałem się cicho i poszedłem na miejsce.
- Połóż się z tyłu. Pewnie Ci nie wygodnie.

Spojrzałem na niego, spod włosów. Po chwili jednak westchnąłem i podciągnąłem nogi do klatki piersiowej, objąłem je ramionami. Znowu zapatrzyłem się za okno.

Usiadłem obok niego.
- Coś się stało? - spytałem. Zawsze miałem to do siebie, że pomagałem ludziom.

- Nie – szepnąłem, chowając twarz w kolanach. Jesteś zwykłym ćpunem, Meev, czego ty oczekujesz? Nigdy nikogo nie znajdziesz.

- Na pewno? Widzę przecież, że coś Cię gryzie - mruknąłem, kładąc mu rękę na ramieniu. Wyraźnie był smutny. Nie lubiłem takiego widoku.

Nic nie powiedziałem, nawet nie zareagowałem na jego rękę. Nie będę mu się żalił. Nigdy się nie żaliłem, teraz też nie będę... Wtuliłem się mocniej w moje kolana.

Westchnąłem, zabierając rękę. Skoro nie chciał nic mówić, to nie będę naciskał. Przesiadłem się na siedzenia obok i zacząłem patrzeć w okno.

Zagryzłem wargę i zacząłem bawić się nerwowo palcami, zdrapywałem czarny lakier z paznokci. Ciekawe czy by mnie przytulił gdybym go poprosił... Pewnie nie, jestem ćpunem.

Nie wiem czemu, ale znowu było mi jakoś tak dziwnie przykro. Przecież go nie znasz, Kai! Co się ze mną dzieje?

Jeszcze kierowca nie przyszedł, więc szybko wstałem i wyszedłem z pojazdu. Nie mogłem już tego wszystkiego wytrzymać.

Spojrzałem na oddalającego się chłopaka. Westchnąłem. Opatuliłem się kocem, po czym włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem muzykę. Leciała jakaś ballada.

Stanąłem tak, aby mnie nikt nie widział i ponownie wyciągnąłem strzykawkę. Kolejna rana na zgięciu łokcia. Szybko schowałem rzeczy do kieszeni i oparłem się o jakiś płotek.

Patrzyłem za okno. Wpatrywałem się w ukryte w ciemnościach drzewa i domy. Po chwili jednak przymknąłem oczy.

Nie wiem ile tak stałem, ale w końcu kierowca zaczął mnie wołać. Chwiejnym krokiem wszedłem do autobusu, kierując się na tyły.

Siedziałem tak dość długo. Poczułem, że bus rusza z miejsca, przez co walnąłem się z całej siły o szybę w głowę.
- Ajć...

Z ledwością utrzymałem się na nogach, ale jakoś usiadłem na moim miejscu. Ponownie podciągnąłem kolana do klatki piersiowej i objąłem je ramionami.

Spojrzałem na chłopaka. Wyglądał okropnie. Pewnie znowu dał w żyłę. Westchnąłem. Chciałem, żeby przestał, ale co ja mogę?

Schowałem twarz w kolanach. Z trudem powstrzymywałem łzy, które powoli zaczęły pojawiać się moich oczach. Ale... dlaczego chciałem płakać?

Nie mogłem na to patrzeć. Odwróciłem wzrok. Jego widok ranił moje serce. Wyglądał strasznie. Był blady i miał przekrwione oczy.

Czułem się strasznie. Położyłem się, głową do oparcia i ponownie skuliłem. Ale co ja mogłem? Tylko w narkotykach znajdowałem ... coś.

Chciało mi się płakać. Czy ja się... Nie, Kai, głupoty gadasz. Miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, debilu.

Pierwszy raz w życiu chciałem żeby ktoś mnie przytulił, pozwolił się wypłakać i powiedzieć, że będzie dobrze.. Ale kto chciałby przytulać ćpuna? Nie oszukujmy się.


Kurwa no! Mam już dość! Ja... Ja... Nie, to niemożliwe! Nie mogłem się zakochać! Nie mogłem.... Nie mogłem... Mogłem?

2 komentarze: