piątek, 17 lutego 2017

W zdrowiu i chorobie, póki śmierć nas nie rozłączy. Miyavi x Kai [05]

*Miyavi* Objąłem się ramionami, pocierając je dłońmi. Zimnooo.... Masakra. Jestem zmarzluchem.

*Kai* Spojrzałem na niego. Widziałem, że mu zimno. Przysunąłem się do niego bliżej i przytuliłem go niepewnie.

Uśmiechnąłem się nieśmiało, wtulając się w jego bok. Jednocześnie patrzyłem przed siebie. Widziałem Ruki' ego. Czy on przytulał się do...Aoi' ego?!

- Hm.. Wydaje mi się, że Twoi przyjaciele są razem – powiedziałem po chwili, patrząc tam, gdzie on. Jednocześnie objąłem go mocniej.

- Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy - mruknąłem, uśmiechając się. Takanori w końcu znalazł tę jedyną osobę.

Uśmiechnąłem się delikatnie i położyłem podbródek na jego głowie. Zamknąłem oczy. Nawet przez te okulary słońce mnie raziło.

Uśmiechnąłem się szerzej. Czy to znaczy, że... Czy my jesteśmy parą? Nie zapytam. Nie mam odwagi.

Czy będę w stanie nie ćpać? Uda mi się rzucić? Dla Kai’ a ... postaram się to rzucić. Muszę spróbować.

Nadal patrzyłem na chłopaków. Wydawali się być tacy szczęśliwi. Czy my też tacy będziemy? Bardzo bym tego chciał.

Włożyłem jedną rękę do kieszeni i natrafiłem na ... strzykawkę? Uśmiechnąłem się, przejeżdżając po niej palcem. Jednak nie mogłem. Ponownie objąłem chłopaka, przytulając mocno.

Wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową. Było mi teraz tak ciepło.
- Miyavi... - urwałem. Zapytać, czy nie?

- Hai? – uśmiechnąłem się delikatnie. Zacząłem głaskać go po ramieniu. Był taki cieplusi, że mógłbym go przytulać cały czas.

- Co tak właściwie jest między nami? - spytałem w końcu, chowając twarz. Czułem, że się rumienię.

- A... Chciałbyś być ze mną? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Zagryzłem wargę i czekałem na odpowiedź. Serce mi przyśpieszyło.

Zamarłem. On chciał?
- Ja... chciałbym - mruknąłem. Teraz to policzki mnie piekły. Czułem się, jakby ktoś położył mi na nich rozżarzony węgiel.

- Więc masz już odpowiedź – zaśmiałem się cicho, przytulając go mocniej. – Kai... Mam prośbę – szepnąłem niepewnie.

- Słucham? - spytałem. Nie myślałem teraz o tej prośbie. Myślałem o nas. O tym, jak to się wszystko potoczy.

Dać mu to? Ale na pewno? Przecież się nie dowie... Włożyłem rękę do kieszeni i podałem mu zapakowaną strzykawkę z przeźroczystym płynem.
- Weź to ode mnie – mruknąłem.

Spojrzałem na chłopaka, ale wziąłem od niego strzykawkę. Miałem zamiar ją wyrzucić. Cieszyłem się, że mi ją oddał. Miałem nadzieję, że nie ma tego więcej.

Przytuliłem go mocno do siebie i ponownie przymknąłem oczy. Poczułem ... ulgę? Teraz bynajmniej nic mnie nie będzie kusić.

- Cieszę się, że to zrobiłeś - mruknąłem, uśmiechając się. Wtuliłem się w niego mocniej, przymykając oczy.

- Robię to dla Ciebie... dla nas – szepnąłem i pocałowałem go w skroń. Gdyby nie Kai to nawet nie pomyślałbym o rzucaniu tego.

Uśmiechnąłem się rozczulony. To było takie miłe. Czułem takie przyjemne ciepło w sercu. W brzuchu miałem motyle.

Wplotłem palce w jego włosy, przeczesując je. Zauważyłem, że jego przyjaciele wstali i ruszyli w naszym kierunku. Ten wyższy obejmował tego drugiego w pasie.

Spojrzałem na chłopaków. Uśmiechnąłem się. Musiałem pogadać z Ruki' m. Dużo się zmieniło przez te dwa dni.

Czułem, że chce wstać, ale nie pozwoliłem mu. Objąłem go mocniej, wtulając twarz w jego włosy. Teraz go nigdzie nie wypuszczę.

Zaśmiałem się. Nie chciał mnie puścić. Wywróciłem oczami, ale wtuliłem się w niego mocno.

Uśmiechnąłem się delikatnie. Te okulary troszkę mi przeszkadzały, ale bez nich pewnie jeszcze bardziej bolałyby mnie oczy.

Potem z nim pogadam. Minęli nas z szerokimi uśmiechami. Ciekawe, gdzie szli? Cieszyłem się, że byli szczęśliwi.

- Nie jesteś głodny? – spytałem, zaczynając głaskać go po ramieniu. Miał być dość długi postój, więc mogliśmy sobie na to pozwolić.

- Nie, nie jestem - uśmiechnąłem się. Nigdy nie jadłem dużo. Po prostu nie miałem na to czasu. Zawsze byłem zawalony robotą.

- Hm.. Musisz coś zjeść. Byłeś słaby, w tej łazience blady jak ściana. Musisz coś zjeść – uśmiechnąłem się.

- Ale ja naprawdę nie jestem głodny. Nigdy nie jadam dużo, albo w ogóle nie jadam - mruknąłem. - Nigdy nie mam na to czasu.

- No, to teraz na pewno coś zjesz – oderwałem się od niego i stanąłem obok. – Pójdziesz dobrowolnie, czy Cię zmusić? – zaśmiałem się.

- Ale Miyavi...Naprawdę nie chce mi się jeść - mruknąłem. Jak coś jem, to chyba zwymiotuje.

Ja dla niego rzucam coś, w czym tkwię od lat, a on nie zje? Och, niedoczekanie Twoje skarbie.
- Czyli dzidziusia trzeba wziąć na rączki? – uśmiechnąłem się.

Dzidziusia?! Ja Ci dam dzidziusia!
- A phi! - mruknąłem i odwracając się na pięcie, poszedłem w kierunku busa. Nie będę jadł.

Westchnąłem. Tak się bawić nie będziemy... Podbiegłem do niego i wziąłem go na ręce jak pannę młodą, po czym ruszyłem do baru.

- Aaaaaaa! Puść mnie! - zacząłem się wierzgać. - Postaw mnie na ziemi! - krzyknąłem, łapiąc się jego szyi.

Zaśmiałem się cicho, trzymając go mocniej.
- Nie kręć się, bo Cię puszczę – zaśmiałem się. – Mówiłem, że zjesz po dobroci, albo Cię zmuszę.

Złapałem się go mocniej.
- Kiedy ja nie chcę jeść! - wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową. Tylko mnie nie upuść!

- Więc Cię nakarmię jak dzidziusia, proste – ponownie się zaśmiałem. W końcu wszedłem do tego baru i podszedłem do lady. Postawiłem go na ziemi, jednak objąłem mocno ramieniem w pasie. – Na co masz ochotę?

- Na nic - burknąłem niby obrażony, wtulając się w jego bok. Nie chciało mi się jeść.

Westchnąłem cierpiętniczo. Jak z małym dzieckiem.
- Albo wybierzesz sobie coś sam, albo to ja wybiorę. A uwierz mi, że nie chcesz abym to ja wybierał.

Nadymałem policzki. Spojrzałem na wielką tablicę z menu. Musiałem ją przejrzeć kilka razy, zanim wybrałem.
- Hmm... Taiyaki - mruknąłem. Tak na dobrą sprawę, wolałbym coś ugotować.

- Grzeczny chłopczyk – uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po włosach. Złożyłem zamówienie, po czym ruszyłem do jednego ze stolików.

Spojrzałem na niego zmrużonymi oczami, siadając przy stoliku.
- Jak będzie mi niedobrze, to będzie Twoja wina.

- Hai, hai – wywróciłem oczami, ponownie obejmując go ramieniem. Pocałowałem go w skroń.

Uśmiechnąłem się nieśmiało. To było takie przyjemnie uczucie, kiedy tak mnie obejmował czy całował. Wtuliłem się w jego bok, przymykając oczy.

W końcu przynieśli nam jego zamówienie. Oczywiście nie chciałem jeść, narkotyki robiły swoje. W zasadzie to kiedy ja jadłem coś normalnego?

Spojrzałem na danie i powoli zacząłem jeść. Naprawdę nie byłem głodny, więc strasznie opornie mi to przychodziło. Było nawet dobre, ale wolałem taiyaki zrobione przez siebie.

Za każdym razem gdy gryzł i przełykał, cieszyłem się jak dziecko. Chyba nigdy w życiu się tyle nie uśmiałem co dzisiaj przy nim.

Spojrzałem na niego.
 - Z czego się śmiejesz? - spytałem. Cieszyłem się, że się uśmiechał, ale nie wiedziałem, czemu.

- Tak po prostu. Jestem szczęśliwy – ponownie się uśmiechnąłem. Już nawet nie myślałem o reszcie strzykawek w torbie. Liczył się tylko Kai.

Uśmiechnąłem się do niego, jedząc dalej. To ja go tak uszczęśliwiłem? Czułem takie miłe ciepełko w sercu

- Zaraz wrócę – uśmiechnąłem się i wstałem. Skierowałem się do ubikacji. Westchnąłem, wchodząc do środka.

Wzrokiem podążyłem za nim. Miałem nadzieję, że nie poszedł wziąć. Nie, nie mógł. Przecież nie miał. Oddał mi. Ale... Czy oddał mi wszystko?

Oparłem się rękami o zlew i spuściłem głowę. Zagryzłem wargę. Moje ciało domagało się tego, ale... nie chciałem, nie mogłem..

Dokończyłem jedzenie i zapłaciłem rachunek. Chłopak długo nie wracał. Zaczynałem się martwić. Poszedłem do łazienki. Wszedłem do środka. Stał przy zlewie.
- Wszystko w porządku?

Spojrzałem na niego, mocniej gryząc wargę. Wiedziałem, że miał... Nie, nie chciałem... Usiadłem pod ścianą, przytulając się do swoich kolan.

Podszedłem do niego, kucając obok.
- Co się dzieje? - spytałem. Kai, idioto, pewnie chce narkotyków. Nie mogłem mu ich dać.

- Kai... Ja muszę wziąć... Muszę... Nie chcę – jęknąłem, wtulając twarz w kolana. Musiałem wziąć, ale nie chciałem.

Poczułem się, jak między młotem, a kowadłem. Przecież mówił, że nie weźmie, a ja obiecałem, że mu nie dam. Z kolei widok tego, jak się męczył, też nie dawał mi spokoju.
- Pod warunkiem, że weźmiesz pół - mruknąłem smutno.

- Nie chcę – jęknąłem płaczliwie. Gdybym wziął to poczułbym się jeszcze gorzej, czułbym się jak jeszcze większy śmieć. Ale musiałem...

- Wiem, że nie chcesz... - w jego głosie słyszałem tę niechęć. Nie mogłem znieść tego widoku. Świadomość tego, że mam w kieszeni to gówno, nie dawała mi spokoju. Wyjąłem strzykawkę z kieszeni i rozpakowałem ją, po czym wstrzyknąłem całą zawartość do zlewu.

Jak... Jak on mógł? Tak po prostu to wylał i wyrzucił? Ponownie wtuliłem się w moje kolana. Miałem dość tego wszystkiego.

Nie mogłem mu tego dać. Obiecałem to jemu... Obiecałem to sobie. Prędzej sam bym to wziął, niż dał to jemu.

- Kai... Kai przytul mnie, proszę – jęknąłem cicho. Zacisnąłem dłonie w pięści. Potrzebowałem teraz jego ciepła i bliskości. Tylko tego.

Usiadłem obok niego, zgarniając go w swoje ramiona. Przytuliłem go mocno do siebie.
- Będzie dobrze, Miyavi.

Wtuliłem się w niego. To było tak strasznie trudne i ciężkie... Wbiłem paznokcie w swoje ramiona, próbując się uspokoić.

Przytuliłem go mocniej. Z jednej strony czułem się źle, że to wylałem, ale z drugiej wiem, że zrobiłem dobrze. Nie pozwolę mu tego brać.

- Kai... Mogę tabletki? – spytałem niepewnie po paru minutach ciszy. Cieszyłem się, że trzymał przy swoim i nie pozwalał mi brać..

- Możesz - mruknąłem. Na tabletki ewentualnie mogłem mu pozwolić. Jeżeli w pełni odstawi narkotyki, to wtedy zajmę się tymi tabletkami.

Wziąłem trzy i połknąłem bez popijania. Schowałem resztę do kieszeni, ponownie wtulając się w chłopaka.

Miałem nadzieję, że nie będzie brał za każdym razem więcej. Zacząłem głaskać go po włosach. Chciałem, żeby się uspokoić.

Przymknąłem oczy. Po paru minutach w końcu tabletki zaczęły działać i uspokoiłem się trochę.

- Lepiej? - spytałem po kilku minutach. Spojrzałem na jego twarz, po czym uśmiechnąłem się delikatnie. Chciałem mu pokazać, że nie jestem zły za te tabletki.

- Hai – szepnąłem. Podniosłem głowę i spojrzałem mu w oczy. Sam się uśmiechnąłem. Niepewnie przysunąłem się do niego, złączając nasze usta w delikatnym pocałunku.

Otworzyłem szerzej oczy. Tego się nie spodziewałem. Jednak podobało mi się to. Po chwili oddałem pocałunek. Był bardzo delikatny.

Uśmiechnąłem się i odsunąłem się od niego. Wstałem, oblizując usta.
- Chodź – szepnąłem, wyciągając do niego rękę. Nie chciałem tu siedzieć.

Złapałem go za rękę, podnosząc się. Uśmiechnąłem się, gdy objął mnie w pasie. Wtuliłem się w jego bok i razem z nim, wyszedłem z łazienki, a potem z restauracji.

On miał takie słodkie usta. Miałem ochotę jeszcze raz ich posmakować... Ale chyba nie będę się z nim całował na parkingu, gdzie wszyscy patrzą.

Strasznie podobał mi się ten pocałunek. Był taki czuły, a on miał takie boskie usta. Chciałbym, żeby pocałował mnie jeszcze raz. Ja nie miałem odwagi, żeby zrobić ten pierwszy krok.

W końcu weszliśmy do pojazdu i skierowaliśmy się na sam koniec. Usiadłem, sadzając sobie chłopaka na kolanach. Złapałem go za podbródek i ponownie złączyłem nasze usta.

Czułem, jak robi mi się gorąco, a w brzuchu mam motyle. Zarzuciłem mu ręce na szyję i delikatnie oddałem pocałunek. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie.
- Co to ma, kurwa, być?! - usłyszałem głos Reity.
- Jakieś, kurwa, gej porno - skomentował Uruha.

Westchnąłem cierpiętniczo, odsuwając się od jego ust. Ściągnąłem okulary i spojrzałem na nich.
- Macie coś do mnie? – warknąłem.

- Jak chcecie odstawiać takie dewiacje, to nie tutaj - mruknął basista, patrząc na nas kpiącym wzrokiem. Zrobiło mi się przykro. Przecież Reita nigdy się tak do mnie nie odnosił. Zawsze miał szacunek do mnie, jako lidera, ale i przyjaciela. Dlaczego tak mnie skreślił?

- Bo? – uśmiechnąłem się kpiąco. Widziałem, że Kai’ a bolało ich zachowanie, więc przytuliłem go mocniej. – Jebane homofoby – skrzywiłem się.

- Bo to jest obrzydliwe - powiedział i usiadł na swoim miejscu. Ja tylko wtuliłem się mocniej w Miyavi' ego. Cholernie zabolały mnie jego słowa.

- Obrzydliwe? – parsknąłem śmiechem. – A jak ty ukradkowo dotykasz tego drugiego? Jak go przytulasz gdy śpi? Myślisz, że nie widać, jak na niego patrzysz? – zakpiłem. Nie znałem ich imion, więc musiałem sobie poradzić bez.

Akira prychnął, już nic nie mówiąc. Byłem w szoku. Reita? Uruhę?! To niemożliwe! Oni nienawidzą gejów. Musiało mu się przywidzieć.

- Mm.. Czyli się nie myliłem – zaśmiałem się cicho. – Jednak jestem dobrym obserwatorem – mruknąłem i spojrzałem na Kai’ a.

- O czym Ty mówisz? - spytałem cichutko. Przecież to nie mogła być prawda. Reita jest hetero. HETERO! Współczuję Ruki' emu, że się w nim zakochał. Ale jak widać uczucie do Aoi' ego było większe.

- Poczekaj aż ten blondyn zaśnie, a wtedy od czasu do czasu spójrz na tego ze szmatą na twarzy – powiedziałem. To było widać gołym okiem.

- Ale Reita to heteryk. On nie... To niemożliwe - mruknąłem, ponownie wtulając się w niego mocno.

- Nigdy nie mów nigdy.. Po prostu spójrz później na nich to zobaczysz jak on na niego patrzy, jak się zachowuje – uśmiechnąłem się i pocałowałem go w czoło.

- Mhm... - mruknąłem, układając głowę na jego torsie. Czułem się inaczej, niż do tej pory. Było jakoś tak lżej i byłem szczęśliwy.

Zauważyłem, że do autobusu wchodzą tamci dwaj, których widzieliśmy na zewnątrz. Ponownie do nas podeszli.
- Kai, możemy porozmawiać? – spytał ten niższy.

Spojrzałem na Ruki' ego i uśmiechnąłem się do niego.
- Jasne - powiedziałem radośnie. - Poczekasz chwilkę? - spytałem, przenosząc wzrok na Meev' a.

- Nie – burknąłem, przytulając go mocniej. Jakoś nie chciało mi się go puszczać. Nie chciałem żeby odchodził.

- Miyavi, noo... - jęknąłem. Chciałem porozmawiać z wokalistą. Sam musiałem mu się wygadać, a widziałem, że on też potrzebował rozmowy. - Proszę.

Zaśmiałem się cicho.
- No dobra, dobra – mruknąłem. Po chwili puściłem go.

Wstałem i razem z blondynem usiadłem gdzieś w połowie autobusu.
- No to co Ci leży na serduchu, co? - spytałem. Ruki zarumienił się dość mocno, po czym uśmiechnął się.
- No zakochałem się... I to chyba tak porządnie.

Gdy odeszli, ten wyższy usiadł obok mnie i spojrzał na mnie.
- Aoi – powiedział w końcu i podał mi rękę.
- Miyavi – mruknąłem ostrożnie, ściskając jego dłoń.

- A Aoi? - spytałem.
- Aoi jest zupełnie inny, niż Reita. To dzięki niemu nie zwracam uwagi na te ich docinki. On... On jest taki kochany i czuły. Ja... nie wyobrażam sobie teraz życia bez niego - powiedział, uśmiechając się. - A Ty? Coś między wami jest?

Nie odzywaliśmy się do siebie. Jakoś nie miałem potrzeby żeby zaczynać temat, on chyba też. A zresztą ta cisza nie przeszkadzała mi. Nigdy nie lubiłem dużo mówić.

Rozmawialiśmy chyba z godzinę. Cieszyłem się, że Ruki był szczęśliwy z Aoi' m. On również cieszył się moim szczęściem. W końcu wstałem i ruszyłem do Miyavi' ego, stając przed nim. Yuu od razy ruszył do wokalisty.


Prawie tam usnąłem. No, bo ile można gadać? W końcu Kai przyszedł. Uśmiechnąłem się i ponownie posadziłem go sobie na kolanach, przytulając.

1 komentarz: