piątek, 3 marca 2017

W zdrowiu i chorobie, póki śmierć nas nie rozłączy. Miyavi x Kai [07]

[Kai] Spojrzałem na drzwi, ale zignorowałem pukanie. Nie chciałem przerywać tej pięknej chwili.

[Miyavi] Uśmiechnąłem się, gdy zignorował to. Przewróciłem go na plecy, siadając na jego biodrach. Wciąż go całowałem, jednak walenie w drzwi nie ustępowało.

Widziałem zirytowanie na jego twarzy, ale ja miałem gdzieś to pukanie. Zarzuciłem mu ręce na szyję, przyciągając go bliżej.

Zamruczałem w jego usta, opierając się na przedramionach. Boże, niech ta osoba już sobie pójdzie...

Pukanie ustało. Uśmiechnąłem się, oddając kolejne pocałunki. Miał takie cudowne usta.

Odetchnąłem z ulgą i przymknąłem oczy. Ten pocałunek wciąż był delikatny oraz czuły. Mógłbym go całować co chwila.

Po chwili odsunąłem się od jego ust, bo zabrakło mi powietrza. Uśmiechnąłem się, patrząc w jego ciemne oczy.

Odwzajemniłem uśmiech. On miał takie cudowne oczy. Można było się w nich zatopić... Taka głębia... Szczęśliwe iskierki...

- I na co Ty tak patrzysz, co? - spytałem, uśmiechając się do niego. Był taki przystojny.

Byłem jak zahipnotyzowany. Nie mogłem oderwać wzroku od jego oczu.
- Masz piękne oczy – szepnąłem w końcu, dotykając jego policzka.

- Ja? - zaśmiałem się. One nie były piękne. Były zwyczajne. Co w nich niby takiego pięknego.

- Mh. Ty – uśmiechnąłem się. Jak widać nie przeszkadzało mu to, że na nim leżę. Mi też to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie.

Ponownie się zaśmiałem. Czułem, że znowu pieką mnie policzki. Nikt nigdy nie powiedział mi, że mam piękne oczy. Mi się nigdy one nie podobały.

- Taki piękny – szepnąłem, głaszcząc go po policzku. Nie zastanawiałem się nad tym, co mówiłem... Po prostu tak myślałem.

Czułem, że bardziej się rumienię. Ja? Naprawdę tak myślał? Cieszyłem się z tego. Te słowa były takie miłe.

Westchnąłem cierpiętniczo, gdy znowu ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- Ja pierdole... Oni nie mają własnego życia? – mruknąłem cicho i położyłem czoło na jego ramieniu.

Westchnąłem. Wysunąłem się spod niego i poszedłem otworzyć.
- Czego?! - wrzasnąłem. Przed drzwiami stał menadżer.

Jęknąłem i opadłem na brzuch. Jakoś nie miałem ochoty wstawać. Nie wiedziałem na kogo Kai krzyczał, ale nie wstałem aby sprawdzić.

- Nie krzycz na mnie - powiedział spokojnie. - Piosenkę macie? - spytał. Westchnąłem cierpiętniczo.
- Ruki napisał. Mamy tylko demówkę.

No tak, piosenka... Pomimo tego, że wiedziałem wcześniej, że tylko on ją napisał, to zrobiło mi się smutno. Nawet nie porozmawiali o czym... Nic, tak po prostu ją napisali.

- I tak to tylko nasza piosenka, czyli tak praktycznie jej nie mamy. Mamy zamiar pisać ją z Miyavi' m - mruknąłem. Gadałem o tej piosence z Ruki' m i obaj stwierdziliśmy, że zostanie ona w the GazettE, a z Meev' em napiszemy inną.

Westchnąłem ciężko i obróciłem się na drugi bok, twarzą do ściany. Nic mi się nie chciało. Najchętniej to poszedłbym spać.

- Jak to nie macie?! Kazałem wam ją napisać, a wy jeszcze tego nie zrobiliście! Nie ma z was w ogóle pożytku - wrzasnął tak głośno, że aż musiałem się odsunąć.

Skrzywiłem się i wstałem. Odgarnąłem włosy z twarzy, podchodząc do nich.
- Czego się drzesz? – mruknąłem.

- Jak to czego?! Mówiłem, że macie napisać piosenkę, a wy co?! Obijacie się tylko, nic więcej! - krzyknął. Zrobiło mi się trochę przykro. Obijamy? Harujemy jak woły. Co chwilę wydajemy nowe single i albumy. Jesteśmy zawaleni trasami koncertowymi. Całymi dniami mamy próby. To dzięki nam, on ma pracę. To my na niego zarabiamy.

- Ty jesteś, kurwa, niedorozwinięty? My się obijamy? My?! To, że JESZCZE nie napisaliśmy tej jebanej piosenki, to znaczy, że się obijamy? – zakpiłem. – A ty co robisz? Całymi dniami siedzisz przy biurku, opierdalasz się pączkami i co chwila nam rozkazujesz. Nie dziwię się dlaczego większość zespołów odchodzi od tej wytwórni. A my mamy próby, koncerty, wywiady, nowe piosenki, albumy, znosimy Twoje humorki – skrzywiłem się.

Ja już nic nie powiedziałem. Nie miałem siły. Myślałem nad zmianą wytwórni, gdy tylko skończy nam się kontrakt. To już nie było to samo, co na początku.

- Jeszcze pół roku, drogi menadżerze – zakpiłem. – Pół roku i będziesz mnie widział tylko i wyłącznie po drugiej stronie telewizora. A teraz żegnam.

Westchnąłem, wracając na łóżko. Miałem już dość tego człowieka. Po tej trasie kończy nam się kontrakt. Chyba pogadam z chłopakami o zmianie. Nie wytrzymywałem już psychicznie w tej wytwórni.

W końcu wyszedł, a ja obróciłem się. Widziałem, że Kai był smutny. Podszedłem do łóżka i położyłem się za nim, przytulając go mocno. Pocałowałem go w kark.

Poczułem za sobą przyjemne ciepło. Odwróciłem się i przytuliłem do chłopaka. Miałem dość. Ta praca kosztuje mnie więcej nerwów, niż wszystkie inne razem wzięte.

- Nie denerwuj się tak – szepnąłem. Włożyłem mu rękę pod głowę, a drugą objąłem go w pasie i mocno przytuliłem.

- Mam już dość tego wszystkiego. To mnie wykańcza. Nic innego nie robię, tylko haruję dniami i nocami. Nie mam czasu się najeść, nie mam czasu się przespać. Na nic innego nie mam czasu, tylko ciągle praca, praca i praca - mruknąłem, wtulając się w jego tors.

- Wiem, kochanie – szepnąłem. Znałem to, znałem aż za bardzo. Mi pomagały narkotyki, brałem i zapominałem.

- Jeszcze miesiąc... Chyba zmienimy wytwórnię, bo się wszyscy wykończymy psychicznie - szepnąłem, wzdychając. Wcisnąłem twarz w zagłębienie jego szyi, wdychając zapach mocnych, męskich perfum.

- Ja jeszcze pół roku – mruknąłem i zagryzłem wargę. Bałem się, że przez tego idiotę znowu będę chciał wrócić do ćpania.

- Lepiej pół roku, niż dwa - mruknąłem. – No, ale nie rozmawiajmy już o tym. Nie chcę sobie psuć nerwów.

Poprawiłem rękawy i przytuliłem go mocno. Chyba musiałbym się w końcu zabrać za te piosenki, ale tak bardzo mi się nie chciało.

- A co z tą piosenką? - spytałem. Musieliśmy w końcu ją napisać. Jednak tym musiał zająć się Ruki, a nie ja. Nie potrafię pisać tekstów. Jestem tylko perkusistą.

- A z kim mam ją napisać? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Mi to lotto, piosenki mogłem pisać. Lubiłem to. Gorzej z melodią do niej.

- No na pewno nie ze mną. Ja nie umiem. Jeśli chodzi o tekst, to musisz pisać z Ruki' m. My się możemy zająć tylko melodią.

- Niech przyjdzie to napiszemy – wzruszyłem ramionami. – Ja bym się w końcu musiał zająć tamtymi dwoma – westchnąłem cierpiętniczo. Nie chciało mi się.

Odsunąłem się delikatnie i wyjąłem z kieszeni telefon. Napisałem Ruki' emu, żeby przyszedł, po czym schowałem urządzenie. Nie minęło dziesięć minut, a rozległo się ciche pukanie do drzwi.

Jednak nie chciało mi się wstawać. Wtuliłem się w niego mocniej i westchnąłem cicho. Nic mi się nie chciało.

Wywróciłem oczami, wyswobadzając się z jego objęć. Poszedłem do drzwi, otwierając je. Przede mną stał Takanori. Wpuściłem go do środka.

Prychnąłem cicho i wtuliłem się w jego poduszkę. Nie, ja nie wstaję... Nie chce mi się...

- Miyavi, z wyra! - podszedłem do niego, stukając go w ramię. - Nie ma leniuchowania. Wstawaj.

- Nie! – burknąłem, odsuwając się od niego pod ścianę. – Nie wstaję! – zaprzeczyłem jak małe dziecko.

- Ja pierdolę... - powiedziałem zirytowany. - Jak z dzieckiem - mruknąłem. - Wstawaj!

- Nie pierdol, bo rodzinę powiększysz – mruknąłem. Wstałem i skierowałem się do łazienki, nawet na nich nie patrząc.

Westchnąłem. Schowałem saszetkę, która leżała na łóżku do szuflady. Co te narkotyki z nim robią? W dodatku teraz jest na głodzie. Usiadłem zrezygnowany na łóżku, opierając głowę na dłoniach.

Wyciągnąłem tabletki i wziąłem trzy. To mi pozwolił brać. Przepłukałem jeszcze twarz wodą, wytarłem ją i wyszedłem z pomieszczenia.

Siedziałem cicho. Ruki opierał się o ścianę również nic nie mówiąc. Nie wiem, czemu milczeliśmy.

Ale tam była w chuj napięta atmosfera. Wzruszyłem ramionami i podszedłem do mojego łóżka. Zacząłem zbierać kartki.

- To ja wam nie będę przeszkadzać. Pojadę z Aoi' m dopilnować tego wszystkiego - mruknąłem, wstając z łóżka. Podszedłem do Meev' a i pocałowałem go w policzek.

- Nie zostawiaj mnie tu samego – mruknąłem, obejmując go w pasie i przyciągając do siebie. Nie lubiłem być sam na sam z kimś, kogo nie znałem.

- Ale ja muszę. Jestem liderem, a Aoi nie da sobie rady sam. Poza tym muszę perkusję złożyć - szepnąłem mu do ucha, przytulając się do niego. Chciałbym z nim zostać, ale musiałem tam pojechać.

Nic już nie powiedziałem, po prostu go puściłem. Nie mogę go zatrzymywać, ma prawo robić co chce.

Widziałem, że jest mu smutno, ale i że trochę ma mi to za złe. Westchnąłem cicho, po czym bez słowa wyszedłem z pokoju. Na korytarzu spotkałem Yuu. Obaj skierowaliśmy się do wyjścia z hotelu. Weszliśmy do małego vana i pojechaliśmy do hali.

Dość długo nie mogliśmy się porozumieć. Ja po prostu siedziałem na łóżku, a on stał, jak stał. Nie wiedziałem jak zacząć...

Z hotelu do hali nie była długa droga. Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Weszliśmy do środka. Scena była już rozłożona, oświetlenie prawie też było zamontowane.

Po kolejnych kilkunastu minutach, podszedł do mnie i usiadł obok. Zaczęliśmy luźną rozmowę na temat tej piosenki.

Założyliśmy maski ochronne i ruszyliśmy do pomocy. Zacząłem nosić moją perkusję. Miałem nadzieję, że nikt nie będzie się wtrącać w jej składanie.

W końcu ustaliliśmy jaki charakter ma mieć ta piosenka. Miałem nadzieję, że szybko nam to pójdzie.
- Coś ty tu napisał? – wybuchnąłem śmiechem. – Jakie „święcić”? O kurwa...

W końcu przytachałem wszystkie części i zabrałem się za składanie instrumentu. Ciągle ktoś się koło mnie kręcił i o coś pytał, co trochę przeszkadzało mi w pracy.

Chyba dopiero po dwóch godzinach mieliśmy połowę tekstu. Ruki cały czas się mylił, pisał coś innego, albo po prostu gapił się w ścianę. Rozwalało mnie jego zachowanie. Czasami potrafił tak po prostu zacząć się śmiać, nawet nie wiedziałem z czego.

Dostawałem już szału z tym wszystkim. Czy ja wszystko muszę robić sam?! Nawet nie mogę perkusji do końca złożyć, bo te ciemne masy nic nie potrafią. W końcu wkurzony wyszedłem się przewietrzyć.

Zrobiliśmy sobie parę minut przerwy. Chyba każdy z nas tego potrzebował. Znowu kusiło mnie żeby wziąć, ale ... nie mogłem.

Oparłem się o ścianę budynku. Znowu było mi słabo. Chyba się przepracowuję. Po cholerę zgodziłem się na rolę lidera?

W końcu znowu zabraliśmy się za pisanie. Ruki siedział na kolanach przed łóżkiem i trzymał swój zeszyt na kołdrze, a ja leżałem przed nim. Zastanawiałem się co robi Kai.

Stałem tak dobre piętnaście minut. W końcu wróciłem do środka. Ponownie zabrałem się do pracy. Poszedłem dokończyć składanie perkusji.

Przez kolejne dwie godziny próbowaliśmy dokończyć piosenkę, jednak nie bardzo nam wychodziło. Napisaliśmy zaledwie trzy zdania.

Oczywiście znowu ktoś musiał mnie wkurwić. Rzuciłem to wszystko w cholerę i skierowałem się wyjścia z hali. Jednak do niego nie dotarłem. Zatrzymałem się w połowie. Musiałem usiąść. Kręciło mi się w głowie.

- Nie chce mi się już – jęknąłem i wtuliłem się w poduszkę. Chciałem przytulić Kai’ a.
- Daj spokój, Maryśka. Napiszemy to i po sprawie – zaśmiał się. Maryśka?! Że co?! Również zacząłem się śmiać.

Podbiegł do mnie Aoi, pomagając mi usiąść na krzesełku. Chciałem się położyć. Chciałbym, żeby Miyavi mnie przytulił.

- Że co?! Jaka, kurwa, Maryśka? – parsknąłem śmiechem, patrząc na niego.
- No Maryśka... Maryśka od Miyavi’ ego.. Pasuje – również się zaśmiał i położył głowę na zeszycie.

Dostałem kubek wody. Wypiłem wszystko. Oczywiście Aoi uparł się, żebym wrócił do hotelu. Wróciliśmy. Yuu zaprowadził mnie pod drzwi.

Na widok jego miny, nie mogłem wytrzymać i wybuchnąłem śmiechem. On zachowywał się jakby coś wziął.

Brunet zapukał do drzwi, bo byłem mądry i nie wziąłem karty. Było mi słabo, ale nie chciałem tego pokazywać.

Usłyszałem pukanie do drzwi. Wstałem i poszedłem otworzyć. Ruki leżał na ziemi i chichotał jak głupi. Westchnąłem, otwierając drzwi. Aż się przeraziłem, Kai był blady jak ściana.

- Puść mnie, sam wejdę - mruknąłem do Aoi' ego, po czym wczłapałem się do środka. Byłem cholernie słaby, ale też wkurzony. Miałem dość tej roboty.

- Boże, co Ci się stało? – spytałem i przytuliłem go mocno. Wyglądał okropnie. Ten menadżer to idiota.

- Po prostu mi słabo. Nic wielkiego - szepnąłem, wtulając się w niego. Potrzebowałem jego ciepła i dotyku. To dodawało mi sił.

- Chodź, musisz coś zjeść. Zaraz Ci coś zamówię – szepnąłem i powoli ruszyłem z nim do łóżka. Zmusiłem go żeby się położył.

- Nie jestem głodny. Chwilę poleżę i mi przejdzie - mruknąłem, wtulając się w poduszkę. Musiał na niej leżeć, bo pachniała nim.

- Nie obchodzi mnie to, musisz coś zjeść – powiedziałem stanowczo i wziąłem telefon, wybierając numer recepcji.

- Niee chcę - jęknąłem, łapiąc się za głowę. Cholernie bolała. - Ruki... proszę, zasłoń okno... - chyba dostałem migreny. Przez światło, bolało jeszcze bardziej.

Zamówiłem mu spaghetti i położyłem się obok niego, po czym go przytuliłem. Później jeszcze musi wziąć coś na ból głowy, bo widać było, że go bolała.

Było mi niedobrze. Po chwili wyrwałem się z jego uścisku, biegnąc do łazienki. Nachyliłem się nad ubikacją, po czym zwymiotowałem. No...Na pewno dostałem migreny.

Wstałem i poszedłem za nim. Kucnąłem obok, odgarniając mu włosy z twarzy. Spuściłem wodę. Tak bardzo było mi go żal.

Oddychałem ciężko. Usiadłem obok toalety, opierając się o ścianę, wyłożoną zimnymi kafelkami. Miałem tylko nadzieję, że do jutra mi przejdzie. W końcu trzeba tego wszystkiego dopilnować, bo te łajzy coś jeszcze spieprzą.

Namoczyłem ręcznik zimną wodą i przyłożyłem mu go do czoła. Uśmiechnąłem się lekko do niego. Ten zespół i menadżer w końcu go wykończą. Jeszcze jutro musiałem jechać do tej hali i ustawić sobie wszystko.

Poczułem przyjemne zimno na twarzy. Uśmiechnąłem się do niego słabo, przymykając oczy. Wykończę się kiedyś.

- Zanieść Cię do łóżka? Czy wciąż Ci niedobrze? – spytałem. Martwiłem się o niego. Nie mogłem patrzeć na to, jak się wykańcza.

- Już lepiej, dziękuję - powiedziałem, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek. - Pójdę sam, dam radę.

- Ale ja chcę Cię ponieść – zaśmiałem się i wstałem, po czym wziąłem go na ręce. Skierowałem się do pokoju. Położyłem go do łóżka.

Uśmiechnąłem się, po czym wtuliłem się w tę poduszkę, która nim pachniała. Zamknąłem oczy, czując, jak głowa mi pulsuje.

- Dać Ci coś na ból głowy? – spytałem, głaskając go po włosach. Miałem nadzieję, że jutro już będzie lepiej.

- Mhm... Coś silnego - mruknąłem. To nie był zwykły ból głowy. Miałem tak, kiedy się przepracowywałem.

- Chyba mam coś silnego – szepnąłem i zszedłem z łóżka. Usiadłem przed torbą, zaczynając szukać leków. Często bolała mnie głowa, więc je brałem. W końcu znalazłem pudełeczko i wziąłem je.

Powoli podniosłem się do siadu. Chwilę później dostałem tabletki. Wziąłem dwie i popiłem wodą, którą mi dał. Położyłem się z powrotem, wtulając w poduszkę.

Uśmiechnąłem się do niego i ponownie zacząłem głaskać go po włosach.
- Dobra, Maryśka. Jutro dokończymy, idę do Aoi’ ego – oznajmił Ruki. Wziął swoje rzeczy i wyszedł z pokoju.

- Maryśka? - spytałem zdziwiony. Miałem ochotę się zaśmiać, ale za bardzo bolała mnie głowa. To był koszmar.

- Ruki sobie wymyślił, że Maryśka pochodzi od Miyavi’ ego – zaśmiałem się cicho i położyłem obok niego.

- Znowu się pewnie zachowywał jak naćpany. On tak ma, gdy pisze piosenki - mruknąłem cicho, nadal mając zamknięte oczy. Tak bardzo chciało mi się spać, ale ból głowy mi na to nie pozwalał.

- O tak... I to bardzo – ponownie się zaśmiałem. On się zachowywał jakby wziął dwa razy tyle co ja.

Uśmiechnąłem się delikatnie. Teraz to ja się czułem jak naćpany. W głowie mi wirowało. Wtuliłem się w chłopaka i zasnąłem.

Uśmiechnąłem się czule i ponownie zacząłem głaskać go po włosach. Miałem nadzieję, że w końcu będzie dobrze.


Spałem spokojnie, jednak nadal napieprzała mnie głowa. To było straszne. Wtuliłem się mocniej w bruneta, szukając ukojenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz